niedziela, 31 sierpnia 2014

LBA

1.Twoja ulubiona para literacka.
-Ach no to na pewno Percy&Annabeth ale nie tylko bo u nich jest zbyt idealnie więc jeszcze Tobias&Tris.
2. Gdybyś miała możliwość zeswatania bohaterów (z pomieszanych książek) i zrobienia z nich pary to kto by to był?
( Chodzi, że np.Katniss Everdeen i Fred Weasley)
- Hmmm na uciechę mojej przyjaciółki, kazała mi, powiem Perico
3.Ulubiona książka polskiego autora.
- Jakub Ćwiek „Kłamca” <3
4. Jaką miałabyś nadzwyczajną moc, gdybyś mógł sobie wybrać?
- Krucze możliwość zmiany w dowolne zwierze( jak Frank) albo możliwość by zmieniać wygląd( długość i kolor włosów, kolor oczu itp.)
5. Ulubiony gatunek książek i filmów.
- Fantasy i Sci-fi
6. Co byś zrobił z milionem, gdybyś wygrała taką kwotę w totka?
- Hmmm szczerze to nie wiem, nie mam aż takich marzeń by była mi potrzebna tak kwota, więc pewnie jakąś część oddałabym na szpital dziecięcy w mieście w którym mieszkam.
7.Edward czy Jackob?
- Och no nie żebym była wielką fanką i jakoś faworyzowała jednego z tych panów po wyglądzie, ale Jackob, tylko dlatego że może zmienić się w wilka i zawsze jest mu ciepło ;D
8. Jak chciałabyś mieć na imię?
- W rzeczywistości mam na imię Kasia i jakoś go nie lubię, chciałabym mieć dwa imiona, na pierwsze Klara a  drugie imię chciałabym mieć po swojej prababci albo babci :>
9.Sławna osoba, którą podziwiasz?
- Za bardzo to nikogo nie podziwiam, nie uznaję metody w samo doskonaleniu siebie poprzez stawianie przed sobą ludzi którym udało się coś osiągnąć. Ale jeśli mam wytypować osobę która przypadła mi do gustu to Barbora Špotáková, czeska oszczepniczka, lubię ją dlatego że sama w przeszłości uprawiałam ta dyscyplinę sportu.
10. Cytat z książki, który zapadł ci w pamięć.
 „Charlie.. Widzę Charliego”
11. Czy uważasz recykling za coś wartościowego?
- Tak, wkurzające, wiem bo mam w domu, ale tak recykling jest okej

Nominuje:
- szaloneopwiadaniaszalonejcherryxd.blogspot.com
- stories-from-hogwarts.blogspot.com
- perico-forever.blogspot.com
- not-a-demigod.blogspot.com
- corka-milosci.blogspot.com

Pytania:
1 Ile masz lat?
2 Zainteresowanie?
3 Co byś powiedziała na to że Percy wybrał by Nico i zostawił Annabeth?
4 Kogo twoim zdaniem zabije Rick w ostatniej części Olimpijskich Herosów?
5 Jaki powinien powstać parring w Krwi Olimpu?
6 Dlaczego piszesz bloga?
7 Ulubiona książka lub seria?
8 Ulubiony film?
9 Ulubiony kolor?
10 Jakie jest twoje najskrytsze marzenie?
11 Czy czytałaś trylogie Niezgodnej i czy po przeczytaniu epilogu nie sądzisz że Christina i Tobias mogli by tworzyć parę jeśli powstała by kolejna część?
 

wtorek, 26 sierpnia 2014

Rozdział 6

Rozdział 6
Jason
  Dzięki bogom że jako syn Jupitera mogłem podróżować samolotem, to na pewno wygodniejsza i szybsza forma pokonywania dłuższych odległości. Jedynym minusem było to że miałem mniej czasu na wymyślenie jak się dostanę do Obozu Jupitera. Ale przez czas który w nim spędziłem znam Rzym lepiej niż którykolwiek z legionistów, za tym idzie to że dobrze wiem gdzie są wszystkie wejścia. Rozmyślając nad każdą logiczną opcją doszedłem do wniosku że najrozsądniej będzie jeśli spróbuje dostać się do obozu przez stare północne wejście. Jeśli tamtędy się nie dostane to...... klops.
  Gdy wylądowaliśmy nie traciłem czasu na lotnisku, jak najszybciej ruszyłem w wyznaczone przez siebie miejsce. Choć o tej porze przedarcie się przez miasto taksówką nie będzie takie łatwe.
  Starałem się skradać ale zmylił mnie spokój który panował tu na pierwszy rzut oka, rozluźniłem się i pewniej ruszyłem przed siebie. Przestałem nawet odwracać się za siebie sprawdzając czy nie ma tam niczego podejrzanego, a przed samym tunelem w poczułem okropny smród. Zapach zgnilizny był tak silny że przyprawił mnie o odruch wymiotny. Spojrzałem za siebie i przez to co zobaczyłem wylądowałem na ziemi, nie powiem napędziło mi to strachu, cóż nie codziennie widzi się za sobą uśmiechniętą gębę cyklopa. Bestia nachylała się nade mną a gdy upadłem zaczęła ryczeć, przez to fetor stał się jeszcze bardziej obrzydliwy. W bił z impetem pięść w ziemie tam gdzie jeszcze przed chwilą leżałem, gdybym się nie przekręcił był bym teraz w kawałkach. Musiałem powtórzyć czynność którą przed chwilą wykonałem bo cyklop zamierzał zmiażdżyć mnie swoją drugą ręką. Ta zabawa wyraźnie mu się podobała, a ja kątem oka zauważyłem hydrę lemejską, nie była jeszcze blisko ale to kwestia czasu jak mnie rozszarpie jeśli czegoś nie zrobię. Po raz kolejny pięść mojego wrogo nastawionego nowego przyjaciela wbiła się w ziemie tuż obok mnie, tym razem się jej chwyciłem. Cyklop uniósł swoją dłoń, wyraźnie rozbawiony tym że na niej wiszę, niestety kopnięcie w go jego krzywą twarz już mu się tak nie podobała. Ponownie zarył rozwścieczony tym co zrobiłem, puściłem się jedną ręką by móc sięgnąć za pasek z tyłu i wyciągnąć sztylet, który dała mi kiedyś Piper mówiąc że może mi się przydać. Miała rację, wrzuciłem go do rozdziawionej gęby tego potwora tak się wbił mu gdzieś w przełyku. Zanim mnie puścił zdążyłem przeskoczyć na jego ramię gdzie wbiłem miecz przywołując piorun. Narobiłem tyle hałasu że na pewno zaraz zjawi się tu więcej czegoś co z chęcią by mnie zjadło, a jak na razie wystarczy mi ta hydra która jak na razie jest najbliższa temu. Cyklop powoli zaczął się rozsypywać a ja byłem coraz bliżej czegoś co pluło dookoła jadem. Nie miałem innego wyjścia, rzuciłem w hydrę lemejską mieczem, a sam na ile to było możliwe odbiłem się od tego co pozostało po cyklopie. Przyturlałem się po ziemi i nawet nie oglądając się za siebie zacząłem uciekać w stronę przejścia do obozu. Chwyciłem za klakę otwierając tym samym mosiężne drzwi, naparłem na nie barkiem by szybciej je zamknąć. Opierałem się o nie plecami jeszcze przez chwilę wysłuchując tego jak rozwścieczona hydra próbuje się przez nie przedrzeć. Jeśli dłużej będzie się tak starać to na długo te drzwi nie wystarczą by ją powstrzymać. Ruszyłem biegiem przed siebie. Tunel nie był długi a pomocy daleko szukać nie musiałem, tak jak zakładałem wszystkie wejścia do Obozu Jupitera były obstawione przez czterech legionistów. Ich ilość została podwojona, czyli wprowadzono stan wyjątkowy, tego również się spodziewałem. Na mój widok wyciągnęli broń.
- Hydra lemejska!- Zawołałem, trochę bez sensu bo i tak po usłyszeniu tego hasła nie zrozumieli o co mi chodzi. Ale nic więcej nie musiałem tłumaczyć, bestia dostała się już do środka robiąc przy tym sporo hałasu.
    Strażnicy ruszyli w głąb tunelu zostawiając mnie samego. Nie miałem broni więc nie mogłem im pomóc, zawołałem do grupy legionistów którzy przechodzili nieopodal. Wraz z kolejną czwórką była Hazel, powiedziałem co się stało. Gdy mnie mijali by pomóc swoim przyjaciołom, córka Plutona wyszeptała mi na ucho krótką informację na temat tego co się stało, zrobiła to prawie się nie zatrzymując, po czym  ruszyła w głąb tunelu. Nie czekając ruszyłem w stronę koszar, czy mi się to podoba czy nie, muszę porozmawiać z Oktawianem, bo jak na razie on tu rządzi a ja jestem tak jakby, nowy.
  Weszliśmy do pokoju przesłuchań, gdzie kiedyś razem z Reyną przesłuchiwaliśmy tu nowicjuszy, a teraz ja byłem przesłuchiwany przez tego blond kmiota. Jakoś mi się to nie uśmiechało, szczególnie że musiałem na nie czekać pół dnia aż najdzie się jakiś ważny Centurion.
- I niby po co się tu zjawiłeś, co?- Oktawian oczywiście nie zadawał standardowych pytań, to by było bez sensu z racji tego że nie jestem tu nowy.- Sądzisz że Rzymianie potrzebują waszej pomocy?
- Waszej?- Powtórzyłem, unosząc brwi do góry.
- Greków.- Odparował pewny swego augur.
- Pamiętaj że jestem synem Jupitera.- Sprostowałem.- Nie Zeusa.- Oktawian usiadł wygodniej, złożył ręce na piersi, przyglądając mi się uważnie. Analizował to co powiedziałem, rozszyfrowywał co to oznaczało.
- Czy ty przez przypadek nie wybrałeś Greków?- Spytał, przerywając ciszę która panowała przez chwile.
- Każdy woli grać tam gdzie mu lepiej płacą.- Odpowiedziałem, czując się jak dobry handlarz który jest pewien tego że ma to bez czego Oktawian nie mógłby żyć. Znów zapadła cisza, i znów nie trwała zbyt długo, wnuk Apolla machną ręką tak by wszyscy opuścili pokój, został tylko jeden chłopak. Był nie wysokim, szczupłym brunetem, może mieć góra osiemnaście lat, z budowy jego ciała wnioskuje że to na pewno nie jest syn Aresa, kolor włosów mówi że od Apolla też nie jest.
- To Cezar, syn Ceres, Centurion i mój bliski przyjaciel.- Oktawian dostrzegł że mu się przyglądam więc streścił mi kim jest ten chłopak.- Opuściłeś Obóz Jupitera dla greczynki, więc raczej wyparłeś się Rzymian.
- Oktawianie, wiesz, to jest córka Afrodyty, kto by nie chciał zrobić sobie przerwy w towarzystwie córeczki bogini miłości.- Ten tekst na pewno nie był w moim im stylu, ale po tak długim czasie z Leonem, samo wchodziło.- Och no tak, ciebie pewnie interesują wyłącznie pluszaki, przepraszam.- Jak mówiłem wcześniej, rozmawiając z nim czułem pewny swego, ale może teraz byłem już zbyt pewny i mogło mnie to wiele kosztować, więc musiałem przechodzić do sedna.
- Czyli Jasonie Grace?- Augur minę miał tęgą, to oznaczało koniec zabawy.
- Czyli każdy chce jednego,- Oparłem łokcie na stole i uśmiechnąłem się lekko.- Władzy, Oktawianie.- Blondyn zmrużył oczy, zaciekawiłem go.- Mogłem wrócić i być pretorem, ale nie mogłem tu niczego zmienić, a to mi się nie uśmiechało. Grecy są bardziej skorzy do zmian, liczyłem na to że tam będę mógł coś więcej zdziałać, no ale dowiedziałem się że w Rzymie nastaje nowy porządek. Twój porządek w którym ja ci pomogę.
- Jak?- Dopytał się gdy tylko skończyłem mówić.
- Znam Greków, mam ich zaufanie, a to jest raczej ważna sprawa.- Tym razem już nie odpowiadał więc miałem okazje do przedstawienia swoich warunków tej umowy.- Jesteś obecnie pretorem, tyle że ich na być dwóch, no więc ja zostanę drugim. Mam zaufanie i szacunek wśród legionistów, więc nie będzie z tym większego problemu. A w zamian będę mógł wystawić ci pozostałych z siódemki.
- Interesujące, tylko chcesz wystawić mi na niewole swoich przyjaciół i dziewczynę.- Spytał podejrzliwie, na co tylko się uśmiechnąłem.
- W przepowiedni było o siódemce najsilniejszych herosów, czyli oni są tylko i wyłącznie moimi rywalami, a Piper,- Prychnąłem rozbawiony.- z tego co wiem w Rzymie jest wiele córek Wenus.
  Cezar położył dłoń na ramieniu Oktawiana, znak że chce z nim o tym porozmawiać na osobności. Augur wstał i oboje stanęli na końcu pokoju by to przedyskutować. Rozmawiali spokojnie, więc nie mogłem wywnioskować jak zareagowali na moje słowa, i trwało to mniej więcej około dziesięciu minut.
- Dobrze, jutro z samego rana zwołam naradę na której przejmiesz stanowisko drugiego pretora.
  Oktawian wraz z Cezarem, wyszli z pokoju zostawiając mnie samego. Ja również nie widziałem sensu tu siedzieć więc udałem się w ich ślady i również wyszedłem. Udałem się w wyznaczone miejsce spotkanie, które mnie jeszcze dziś czekało.
========================================================================
 Jest taka akcja, aby wytwórnia "Dream Works" zrobiła re-make Percy'ego Jacksona. Wiele fanów chce zobacz film bardziej podobny do książki niż ten nakręcony przez wytwórnie "20th Century Fox". W tym celu została stworzona internetowa petycja, która została podpisana przez około 18 000 ludzi, ale nadal brakuje około 6 000 podpisów. 
  https://www.change.org/en-GB/petitions/dreamworks-to-re-make-the-percy-jackson-movies#share  
 Musicie tylko podać imię, nazwisko, miasto i napisać po angielsku czemu chcielibyście zobaczyć ten film. Była bym wam wdzięczna za podpisanie tej internetowej petycji i za to byście umieścili ten link również w waszych postach. Oczywiście to tylko prośba, do niczego zmusić was nie mogę i nie chcę.

poniedziałek, 18 sierpnia 2014

Rozdział 5

Rozdział 5
Co do pytania czy pojawi się perspektywa Reyny, z przykrością informuje że może nie być już na to czasu, iż gdyż nie jest pewne czy ta bohaterka nie pożegna się ze swoim fikcyjnym życiem ^^ błahahah^^
A co to rozdziałów to patrząc tak na nie, no cóż powiem bez nie owijając w bawełne, dupy nie urywa D: więc postanowiłam bardziej się przyłożyć i dodawać więcej jakiś wątków pobocznych by było to bardziej ciekawe, no nie obiecuje że znajdą się one w każdym rozdziale ale na pewno postaram się je urozmaicić.
No i to chyba tyle z tego co miałam do powiedzenia ^^
===================================================================
Cezar
- Obecnie nie mamy w Rzymie żadnego z naszych dotychczasowych pretorów.- Stojący przede mną Gerald pokiwał twierdząco głową.
- Tak, rano Franka już nie było, a Reyne znaleziono ranną w świątyni Plutona. Nie powiedziała niczego na temat tego co stało się przed paroma godzinami, a teraz jej również już nie ma.- Przerwał jakby się wahał czy mówić dalej- Co teraz zamierzasz?
 Dwa wolne miejsca i jeden kandydat, Oktawian. Tylko co zrobić by te drugie nie wpadło w nie powołane ręce? Tego jeszcze nie wymyśliłem, ale przecież nie powiem mu że mój plan ma drobny szkopuł. Chyba będę po prostu liczyć na to że rozwiązanie natknie się po drodze.
- Oktawian zostanie pretorem.- Powiedziałem nie przeciągając.
- Świetnie to wiem, tylko dlaczego nie ty?
- Bo tak jest bezpieczniej. Nie sądzę by wszyscy się podporządkowali, ktoś będzie węszyć, a jakie kolwiek teorie spiskowe mu przyjdą do głowy będą bazować na obecnym pretorze czyli na Oktawianie.- Na twarzy mojego wspólnika zaczął malować się lekki uśmiech.- Dlatego właśnie my będziemy trzymać się od tego w odpowiednich odstępach, szczególnie ty, ja jako bliski przyjaciel nowego pretora będę mógł być na tyle blisko by nim kontrolować.
- Wspomniałeś o kimś, miałeś na myśli Hazel?- Gerald usiadł na ziemi opierając się plecami o kamienny stół. Pokiwałem twierdząco głową, nie wiedząc tak naprawdę co i z tym fantem zrobić.- a ten Grek, Rzymianin czy kim tam wreszcie jest? Nie sądzisz że i on mógłby węszyć? Wydaje mi się że po to przyjechał.
- Jaki Grek?- Zapytałem zaciekawiony nowiną.
- Jason.- Przez chwile nic nie odpowiadałem więc Gerald uznał że nie wiem o kim mowa, jakby ta historia została zapomniana.- Syn Jupitera, dawny pretor, po wygranym starciu z Gają przeniósł się do Obozu Herosów dla Greczynki, córki Afrodyty która również była wymieniona w przepowiedni siedmiorga.
- Tak, tak, ciężko nie znać historii o siódemce.- Nie przerwałem mu bo lubię to jak pełne ma informacje o tych którzy nie są jego sprzymierzeńcami, jako syn Merkurego jest świetnym szpiegiem, wie wszystko co się dzieje na terenie Nowego Rzymu i nie tylko. Dlatego z nim współpracuje, nie wymienił imienia dziewczyny ale jestem pewny że je zna, wie jakie umiejętności odziedziczyła po matce, to jakie ma słabości i czego dokonała jako heros. Potrafił by powiedzieć to wszystko nie tylko o niej, zna historie wszystkich najważniejszych herosów, więc dzięki jego zeznaniom łatwiej będzie mi określić to jak się zachowają i jakie decyzje podejmą.- A co do niego to pewnie się nie mylisz, i do niej też nie, ale lepiej by myśleli że my się mylimy. Niech myślą że jesteśmy ich przyjaciółmi, dowiedz się w co wieżą i wież w to samo.
 Gerald pokiwał głową, spojrzał na zegarek, wstał udając się w stronę wyjścia z podziemi świątyni Ceres, mojej matki. Większość Rzymian nawet nie wie że takowy system istnieje, a można dostać się nim prawie w każde miejsce w obozie. Teraz gdy te tunele zostały raczej zapomniany jest to utrudnione przez brak planów, bez mapy udało mi się jedynie przejść ich lewe skrzydło które prowadziło do koszar. Jeśli mój plan ma się powieść muszę rozszyfrować ścieżki prawej strony która teoretycznie powinna prowadzić pod Nowy Rzym. Nie prowadzi mnie przez tą ciemność wyłącznie zdeterminowanie do stuprocentowej perfekcji swojego planu lecz też ciekawość.
*****
Trzy miesiące temu, w bibliotece natknąłem się na wzmiankę o podziemnym Rzymie w jednej ze starszych ksiąg. Wyrwałem stronę na której pisało coś o tych tunelach i zacząłem szukać czegoś więcej ale niczego więcej nie było. Przez dwa tygodnie wstawałem wraz ze słońcem by móc godzinami szukać wejścia do podziemi. Przeszukałem każdą świątynie, centymetr po centymetrze, sprawdziłem każdą kafelkę, każdą pochodnię. Chodziłem wokół nich, wypatrując czegokolwiek, wiedziałem że wejść jest więcej jeśli mają łączyć cały obóz, czyli gdzieś musi być więcej informacji, a tego mógł dowiedzieć się tylko Gerald.
- Hm, a więc tunele, tak?- Syn Merkurego wpatrywał się w kartkę która zawierała informacje składającą się z trzech zdań i obrazku przedstawiającego podziemną świątynie.- To przedstawia świątynie Jupitera no nie, znaczy się że jest kopią, więc wydaje mi się że najlogiczniej było by skupić poszukiwania w tam tym miejscu.
 ''On chyba ze mnie kpi'' pomyślałem, jeśli sądzi że na to  nie wpadłem, to albo on jest idiotą albo mnie uważa za idiotę. Byłem bystrzejszy i tą opcje nawet wykluczyłem.
- Tak ale jeśli o tych tunelach jest tylko wzmianka w postaci trzech zdań, w których nie jest zawarte nic sensownego co mówiło by o wejściu do nich to raczej na zdjęciu nie jest przedstawiona podpowiedź tylko coś co ma zmylać.- Gerald przyjrzał się uważnie obrazkowi.- A co do kopi, to sądzę że jest na odwrót, te świątynie raczej są kopiami tego co jest pod ziemią, jeśli budujesz dom który w planie ma również piwnicę, zaczniesz jego budowę właśnie od piwnicy na której postawisz dom. Na odwrót jest to niemożliwe, i dla tego właśnie jesteś mi potrzebny, jeśli Obóz Jupitera jest kopią tego co znajduje się pod ziemią musi być o tym więcej informacji.
- Rozumiem, jeśli takowe gdzieś się znajdują dam ci je, ale jeśli to tylko jakieś bzdury to wybacz mi przyjacielu ale nawet sam Merkury ich ci nie wykradnie.- Gerald wstał z ławki i oddał mi kartkę.- Zapewne wolałbyś bym od razu zabrał się za to.- Pokiwałem twierdząco głową, a on odwrócił się i zaczął odchodzić.- Tak jak sądziłem, do zobaczenia Cezarze!
  Wyprostowałem się i zamknąłem oczy. Zacząłem myśleć tylko o oddychaniu, wdech i wydech. Ludzie nie potrafią się kompletnie się wyłączyć, więc skupiłem się na tym by móc oczyścić umysł. Zatrzymać nawałnicę myśli która przetaczała się przez mój umysł. Byłem zmęczony brakiem spokoju, ciągły chaos który wytwarzam wokół siebie przez nieustającą chęć tego czego nie mam, chęć dosięgnięcia tego co jest nie do osiągnięcia, chęć udowodnienia że jeśli nie potrafię dostać tego czego chcę to potrafię samemu to stworzyć. To co mnie zmusza do tej walki to ambicja której kres wyznacza odwaga jej zaś kresem jest determinacja, a jej pokłady każdy ma inne i może są one zależne od naszego charakteru, a może od sytuacji w której się znaleźliśmy, od tego jakich ludzi spotkaliśmy i czego się od nich nauczyliśmy. Każdy musi się jakoś określi lub przepaść gdzieś w cieniu, ale ja nie zamierzam tak łatwo dać o sobie zapomnieć.
  Otworzyłem oczy i przez chwile jeszcze tak siedziałem na ławce i patrzyłem w dal skupiając się na wybranym punktem. Gdy byłem już gotowy wstałem i udałem się ponownie do biblioteki by tam ponownie przejrzeć stare księgi dotyczące początków Nowego Rzymu i te które mówiły o dawnym Rzymie. Nic, wciąż nic, zwykła strata czasu a do tego nie wywiązanie się z obowiązków które zostały mi powierzone. Wróciłem do koszar by odpocząć, była pora kolacji więc były opustoszałe wszyscy legioniści właśnie biesiadowali. Położyłem się na swoim łóżku, zasnąłem gdy tylko zamknąłem oczy.        
  Obudziłem się wraz z pierwszymi promieniami słońca i jak zwykle udałem się w stronę świątyń, które znam już chyba lepiej niż którykolwiek Rzymianin. Na nowo zacząłem wszystko sprawdzać, i robiłem to samo dzień w dzień jeszcze przez cztery dni. Nie znalazłem tego przeklętego wejścia, uprzedził mnie Gerald, tego ranka przyszedł przede mną i czekał na mnie przed pierwszą ze świątyń jaką odwiedzałem, świątynia Ceres.
- Miałeś racje.- Powiedział na powitanie i podał mi zwinięty papier.- Plany.
 Uśmiechnąłem się, wziąłem je i rozwinąłem. Były tam rozrysowane wszystkie świątynie tyle że w innej kolejności. Wróciliśmy do wejścia na teren sakralny, bo jeśli one są pod sobą to znaczy że są tylko wymieszane. Na planach był już zaznaczony X, jak się domyślałem zrobił go Gerald.
- Jeśli się nie mylę to znaczek stoi na świątyni Plutona.- Uśmiechnąłem się szerzej i zwróciłem się do swojego przyjaciela.- Jak zwykle miałem racje Geraldzie.
- Ja ją też miałem tym razem Cezarze.- Posłałem mu nieme pytanie.- Jak widzisz świątynie są trochę po przestawiane, a ta pod Plutonem to świątynia Jupitera, przyjacielu. I już wiem jak tam wejść.
  Blat ołtarza w świątyni Plutona można było przesunąć, a pod tą kamiennął pokrywą znajdowała się dźwignia. Niemożliwym jest to by wiedzieć wszystko i być o krok przed wszystkimi, dlatego odnalezienie tego równało się odnalezienie przysłowiowej igły w stogu siana. Po pociągnięciu za wajchę płyty za ołtarzem się rozsunęły ukazując schody prowadzące do podziemi. Gerald zasuną blat po czym wziął do ręki jedną z zaczepionych na ścianie pochodni. Zaczęliśmy schodzić w dół wcześniej zasuwając za sobą wejście do tuneli, na szczęście konstruktory pomyśleli również o dźwigni wewnątrz.  Schody nie były aż tak długie jak się spodziewałem, prowadziły może piętnaście metrów w głąb ziemi, ale ściany po bokach skończyły się po jakiś pięciu metrach. W dół  prowadziły już same kamienne stopnie. Syn Merkurego zapalił dwa paleniska które były po bokach, wraz z nimi zapłonęły wszystkie pochodnie na ścianach. Cała świątynia Jupitera- cała reszta pomieszczeń które były w miarę dobrej kondycji- została oświetlona, była identyczna do tej którą wszyscy legioniści znają ale jednak robiła większe wrażenie bo wyglądała tak jak by była tu od tysiąca lat. Zaszliśmy na dół i udaliśmy się do pozostałych świątyń.
*****
  Od tego momentu każdego ranka przez trzy miesiące samotnie zagłębiałem się w te tunele i je oświetlałem, tak by móc z łatwością się po nich poruszać. We wszystkich tych w których nie przeszłem panuje ciemność więc to raczej normalność że towarzyszy mi strach, ale każdego dnia stawiałem pewniejsze kroki które szybciej prowadzą mnie do celu. Nie oznacz to że gdy teraz przemierzałem przez te nie odkryte jestem całkiem spokojny, nie, i właśnie dlatego muszę teraz o czymś myśleć by tak naprawdę nie zwariować.  
Hazel
  Musiałam uciec choć na chwilę od tego wszystkiego, by móc spokojnie pomyśleć, a będę mogła to zrobić wyłącznie w świątyni mojego ojca. Gdy przekroczyłam próg zobaczyłam Geralda, syna Merkurego, który stał przy ołtarzu.
- Ymm co ty tu robisz.- Chłopach szybko się odwrócił w moją stronę.
- Hej..- No tak jak widać jest bardziej uprzejmy niż ja i się chociaż przywitał.- Pomyślałem że cie tu znajdę, a chcę porozmawiać.
- Ze mną?- Spytałam zdziwiona podchodząc do niego bliżej. Nie było mi dane jak na razie poznać go bliżej, zdarzyło mi się jedynie zamienić z nim parę słów i nic więcej, choć chodzi mi o nim coś więcej po głowie, tylko co? Ale i tak nie rozumiem dlaczego teraz ma mnie niby szukać.- Mów.
- Byłaś, znaczy jesteś dziewczyną Franka i naprawdę wierzysz w to że zdezerterował?- Mówił jakby lekko speszony, choć może przyciszył głos by nikt inny oprócz nas nie słyszał tej rozmowy.
- Tak.- Nie mogę zaufać pierwszej lepszej osobie, znam go tak samo jak większość legionistów, dla tego mówiłam teraz ostrym tonem.- Byłam jego dziewczyna, on i Reyna nie wytrzymali tej presji, tego że mieli kłopoty.
- No a to w jakim stanie była dzisiaj?- Naciskał by wywrzeć na mnie zmianę zdania.
- Cóż sam wiesz jaki panuje nastrój wśród legionistów, pewnie któryś ich zaatakował.- Gerald uniósł jedną brew w niedowierzaniu.- A oni byli na tyle wystraszeni że jak tchórze uciekali nie patrząc na siebie nawzajem.
- Nie wierzę w to! Fran był moim przyjacielem i albo mocno się co do ciebie pomylił albo tylko udajesz- Hy teraz już krzyczał czyli teoretycznie mógł go usłyszeć każdy kto przeszedł, co mogło przysporzyć mu ogromnych kłopotów. Ale teraz już wiem kto mi o nim opowiadał, Frank. Zaczęłam się bić z myślami czy zaufać synowi Merkurego, chciałam twardo trzymać się tego co powiedziałam ale niestety dostrzegł moją niepewność.- Czyli tylko grasz, radzę ci uważać bo za słabo ci to wychodzi, jeśli Oktawian to wywęszy skończysz jak oni, musimy porozmawiać.- Odwrócił się usiadł za ołtarzem, tam gdzie znalazłam Reyne. Ruszyłam za nim i przysiadłam się do niego. Ma racje zbyt łatwo mnie podejść, może aż za ostrą mam wersję co do tej sytuacji.
- O co chodzi?- Spytałam bez ogółów, naprawdę dziś jest już wszystkiego za wiele.
- Co zamierzasz zrobić?- Patrzył na mnie oczekując odpowiedzi której nie miałam. Wpadłam z tym że nie wieżę w swoją wersję wydarzeń i co? Mam teraz tak wszystko mu powiedzieć, nawet jeśli to sama jeszcze nie wiem co mam zrobić.
- Nie wiem, nic z tym nie zrobię, nie mogę nic zrobić.- Starałam się być bardziej naturalna niż przed chwilą, Gerald przyglądał mi się przez chwilę więc chyba udało mi się go zmylić.
- No może masz racje, ale ja mam większe możliwości, dowiem się co się z nimi stało i gdzie są wtedy przyjdę do ciebie.
  Syn Merkurego wstał zostawiając mnie samą.  Również postawiłam się na równe nogi ale wszystko docierało do mnie z opóźnieniem, Gerald być może powiedział jeszcze coś na odchodne ale czułam się tak jakbym w uszach miała watę, słyszałam tylko dudnienie mojego serca. Biło jak szalone, tak jakby chciało się wyrwać z mojej piersi, i od czuwało to również całe moje ciało, trzęsłam się. Musiałam oprzeć się o ołtarz mojego ojca by móc stać prosto. Wzięłam parę głębszych wdechów by się uspokoić, zajęło mi to dłuższą chwilę. Gdy już się uspokoiłam postanowiłam udać się do koszar,  lepiej bym usunęła się z pola widzenia większości do puki nie poukładam sobie tego wszystkiego.

środa, 13 sierpnia 2014

One Shot


No więc tak, jest pierwszy one shot ale jednak rozmyśliłam się z poprzedniego pomysłu i  połączyłam go tak jakby z fabułą  serii prowadzonej na tym blogu( akcja toczy się jeszcze przed wakacjami), no ale to będzie w późniejszych rozdziałach. Tak więc w sumie jak dla mnie nie jest to nie typowe no ale mam nadzieje że i tak się wam spodoba.
Ach i jeszcze jedno jeśli macie jakieś życzenia co do one shotów to piszcie pod postami z one shotami( masło maślane wiem wiem). Więc następny będzie o Calypso&Leonie gdyż życzyła sobie tego Aria ^^    
=====================================================================
ONE SHOT
- Nico, łżesz.- Dziewczyna przewróciła oczami.- Czuje twoje emocje więc gadaj co się stało.
 Wszystkie córki Afrodyty są takie same, wszędzie wtykają nosa. Ostatnio już jedna chciała mi pomóc, udowodnić że nie muszę być aspołeczny, i chyba źle to wyszło. Nie rozumiem co je wszystkie ostatnio naszło na altruizm, już chyba wole jak są egoistkami.
- Wiesz co jest nie tak?- Z racji tego że zadałem pytanie retoryczne nie czekałem na odpowiedź.- To że mnie w ogóle nie powinno tu być Piper, więc na razie.
- Oj no daj spokój, przecież sam mówiłeś że wykopali cię z obozu Jupitera.- Córka Afrodyty złapała mnie za ramie.- Mógłbyś się tak nie izolować i po prostu ze mną porozmawiać.
  Zawróciłem się i usiadłem obok dziewczyny. Dostrzegłem na jej twarzy uśmiech triumfu, ukłuło mnie to że dałem jej za wygraną, ale gdybym tego nie zrobił sumienie gryzło by mnie jeszcze bardziej.
- No dobra, niech będzie ale do puki ja nie przerwę ty mi nie przeszkadzasz zadając jakieś pytanie i nikomu o tym nie mówisz.- Piper pokiwała głową i zrobiła na ustach gest zamykani zamka.
*****
   Dwa dni temu wykopano mnie z Obozu Jupitera i nie wiem czemu ale od razu przyleciałem tutaj. W sumie to miałem od razu się stąd wynosić ale jak na złość pojawiłem się niedaleko Jasona, Leona i Calypso. Chciałem ich spławić więc powiedziałem im że jestem tylko po to by powiedzieć o ty co się dzieje u Rzymian, no i powiedzmy że podziałało tyle że i tak raczej musiałem zostać by osobiście przekazać to Chejronowi żeby...<No tak ale za niecałe czterdzieści minut jest obiad a ja nie sądzę że w spotkaniu z Chejronem leży problem.- Pośpieszała mnie Piper. Posłałem jej mordercze spojrzenie by mi nie przerywała.- No dobra, dobra, już jestem cicho, tylko przejdź do sedna>...... No więc tuż po obiedzie, gdy szedłem w stronę sosny Thalii by opuścić obóz, ktoś zatrzymał mnie pociągnięciem za koszulkę.
- I gdzie się znów wybierasz?- Gdy się odwróciłem zobaczyłem niebiesko oką, blond córkę Afrodyty.
- Alaska.- Powiedziałem nieco zdegustowany.
- Nie no ty to naprawdę jesteś miłym chłopakiem.- Powiedziała nie przestając się szeroko szczerzyć.- Jesteś tu zaledwie dwie godziny a już znikasz.
- Niestety to nie miejsce dla mnie.
  Odwróciłem się na pięcie i za czołem iść w stronę sosny. Na moje nieszczęście dziewczyna nie dawała za wygraną i ruszyła za mną. Naprawdę coraz bardziej zaczynam sądzić że córki Afrodyty są tak samo nieznośnie gdy są miłe i gdy są wredne.
-  No tak a jako syn Hadesa na pewno świetnie odnajdujesz się u Rzymian, co?- Spytała ironicznie. Przyśpieszyłem z nadzieją że odpuści,  ale na to się jednak nie zapowiadało.- Bywasz u nich tylko dla tego że jest tam Hazel, od niej się nie izolujesz bo jest twoją siostrą i tak jak ty jest z dwudziestego wieku. Mówisz że tu nie pasujesz ale to nieprawda pasujesz jak każdy inny.
  Przystanąłem i odwróciłem się w jej stronę, tak by patrzeć jej w oczy. Byłem zły, i to malowało mi się na twarzy. Denerwowało mnie to że miała czelność tak po prostu sobie przyjść i mówić mi z czym niby mam problem.
- O co ci niby chodzi i po co się w ogóle wtrącasz.- Warknąłem, no dobra może byłem nie miły, ale na swoje usprawiedliwienie powiem że mnie zdenerwowała.  
- O nic, tylko o to że mógł byś od wszystkich nie uciekać, i to szczególnie gdy ktoś chce się zaakceptować.- Zaczęła odchodzić, więc niby wygrałam.
  Gdy tak patrzyłem jak idzie w stronę obozu zaczęło mnie kłuć sumienie. Poczucie winy nie pozwalało mi tak tego zostawić, więc tym razem to ja za nią pobiegłem.
- No dobra przepraszam.- Spojrzała na mnie kątem oka i lekko się uśmiechnęła.- Niech ci będzie zostanę tu jakiś czas.
- Nie chodzi mi o to ile tu zostaniesz tylko o to że masz tu przyjaciół.
  Zmarszczyłem brwi ale jednak wolałem odwrócić od niej wzrok, nie czułem potrzeby by mi to tłumaczyła, chyba i tak bym tego nie zrozumiał. Jest dziwna, i to wszystko, znaczy to co mówiła było nie logiczne i bezsensu. Nie miałem pojęcia o co jej chodzi i żałowałem że jednak nie postanowiłem się stąd ulotnić.
- No dobra powiedz mi tylko gdzie idziemy? Bo raczej nie pozwolisz mi iść do trzynastki.- Spytałem z nadzieją że jednak uda mi się wymknąć z tego wariatkowa.
- No jasne że możesz iść do swojej czarnej chaty psychopaty, gdy ja chcę cię uczłowieczyć.- Po jej słowach opadła mi szczęka, "czarnej chaty psychopaty" to jest obraźliwa przesada. Zacząłem się czuć jak na na jakiś obowiązkowych zajęciach więc wolałem je odbębnić bez zbędnych pytań. Szliśmy w ciszy, znaczy ja się nie odzywałem tylko potakiwałem gdy ona coś tam mówiła do puki się nie zatrzymaliśmy.
- Chwileczkę jesteśmy pod trzynastką.- Zdziwiłem się po czym dodałem z nadzieją.- Koniec mojego uczłowieczania.
- Nie, ale wchodzisz tam przebierasz się w szorty, obozową koszulkę i idziemy pograć z innymi w kosza.- Łypnąłem na nią spode łba, wcale mi się to nie podobało.- Już ruchy, ruchy, masz pięć minut i jeśli przez ten czas nie wyjdziesz to ja tam wejdę i cię wyciągnąłem.
 Odwróciłem się ruszając w stronę drzwi od mojego domku. Choć była dopiero piętnasta a na zewnątrz było słonecznie jednak u mnie w domku już tak nie było. Promienie słoneczne miały problem z przebiciem się przez brudne szyby, w powietrzu unosił się zapach stęchlizny i kurzu który wszystko pokrywał....< Nico, première fuj, deuxième wiem jak jest u ciebie więc idź dalej.- Po raz drugi mi przerwał, ale tym razem nie dziwiłem się Piper, trochę mnie poniosło.>..... No więc wyszedłem z trzynastki przebrany tak jak mi kazała Alaska, która stała przed domkiem i się uśmiechała. Nie zdążyłem nawet dojść do niej jak ona ruszyła w stronę kosza gdzie stało pare osób.
- Zobaczymy Glonomóżdżku.- Mówiła Annabeth z szerokim uśmiechem.- Pamiętaj że cię kryję więc nie masz żadnych szans kochanie.
- Och tak? Jesteś tego tak pewna? Bo mi się wydaje że to również działa w drugą stronę, a więc zmiażdżymy was.- Odparował Percy.
- Na bogów, nie, to był zły pomysł.- Podsumował Leo, który w tym samym momencie nas zauważył.- O i mamy kolejnych graczy, no czyli cztery na cztery, Nico do nas a Alaska do dziewczyn.
- Chłopacy na dziewczyny?- Gdy spojrzałem na żeńską drużynę która dosyłała mi wtedy mordercze spojrzenia ujrzałem śmierć, no ale uchronił mnie od niej Leo który krzykną że zaczynamy.
  Percy i Annabeth stanęli na przeciwko siebie przygotowując się do rzutu sędziowskiego który miał wykonać Leo. Cała reszta ustawiła się w kole środkowym.
- Przegrasz Mądralińska.- Annabeth na te słowa posłałam całusa swojemu chłopakowi.
 Gra się zaczęła a ja no cóż trochę zajęło mi zanim się wdrożyłem, coś mi się wydaje że wyglądałem jak ostatnia życiowa niedorajda. Na bogów to była katorga! Ja nigdy nie grałem w kosza, i nadal nie wiem jak się w to gra. Umowa była taka że nie korzystamy z tego co nam może ułatwić zdobycie punku i mówię tu o na przykład umiejętności latania Jasona, no i tak było na początku. Dziewczyny szybko zaczęły nas gromić aż w końcu ich przewaga wynosiła dwadzieścia cztery do sześciu, tak to było jeszcze bardziej poniżające. Były zaskakująco zgrane, i wyprowadzały kolejną akcję Calypso wykonała podanie do Annabeth której na drodze staną Percy, ale zamiast próbować zabrać jej piłkę chwycił ją w pasie niosąc pod ich kosz i karząc oddać piłkę. Oczywiste że dziewczyna się nie zgodziła więc spotkała ją okrutna kara w postaci łaskotek, w wyniku tych działań przegrywaliśmy już tylko szesnastoma punktami.  No i wtedy zaczęło się robić ciekawiej bo przestały obowiązywać już jakiekolwiek zasady, Jason podlatywał do kosza ja znajdowałem się przednim za pomocą cienia i coraz ktoś się na kogoś rzucał lub po prostu biegł z piłką nie kozłując. Przestaliśmy grać jakąś godzinę przed kolacją.
- I kto wygrał?- Percy staną cały spocony przed swoją dziewczyną posyłając jej łobuzerski uśmiech, na co Annabeth odpowiedziała tym samym wyrazem twarzy.
- Na pewno nie wy!- Zaprotestowała córka Ateny.
- Uznajmy że był remis i więcej nie gracie przeciwko sobie.- Wtrącił się Jason.- Za bardzo wciąga was ta rywalizacja.
  Jak już mówiłem mieliśmy godzinę do kolacji a wszyscy byliśmy lepcy od potu. Wziąłem prysznic, przebrałem się w swoje normalne ubrania i  wyszedłem w kierunku jadalni. Obozowicze powoli się już schodzi, a ja sobie pomyślałem że może dobrze że nie prysnąłem od tej wariatki, no i że Alaska chyba nie jest wariatką.
  Przy stole oczywiście siedziałem sam z racji tego że nie mam tu rodzeństwa. Gdy już zjadłem chciałem udać się do do trzynastki ale ponownie złapaniem za koszulkę zatrzymała mnie córka Afrodyty.
- No i gdzie się znów wybierasz?- Odwracając się się ujrzałem to samo co pere godzin wcześniej, szeroko uśmiechniętą blondynkę. Różnica tylko taka że tym razem odwzajemniłem uśmiech.
- Chyba do siebie.- Powiedziałem łagodnie.
- Ooo nie, jeszcze ognisko.- Złapała mnie za ramie i pociągnęła za sobą.
- Naprawdę?- Przewróciłem oczami.
- Tak i to nie jest propozycja nie masz wyjścia masz tu z nami siedzieć i dobrze się bawić.- Pogroziła mi palcem lewej ręki którym następnie wskazała miejsce, siedzieli już tam nasi przyjaciele z którymi graliśmy wcześniej w kosza.
 No dobra przyznam że nie było aż tak źle, zaczynam się do nich przekonywać. Ale i tak było mi już ich za wiele, i miałem ochotę być teraz gdzieś gdzie jest ciszej. Więc gdy wszyscy słuchali żartów Leo  wymknąłem się by przejść się nad jezioro. Gdy już tam doszedłem usiadłem na końcu pomostu i wpatrywałem się w światła które paliły się w Nowej Grecji.
- I jak?- Alaska usiadła koło mnie czekając na odpowiedź.
- Nie było aż tak źle.- No cóż nie mogłem powiedzieć że w sumie to dobrze się bawiłem i że miała rację.
- Mówiłam że nie musisz być taki aspołeczny.- Patrzyłem się na nią gdy to mówiła, ona jedna spoglądała w dal.
  Spędziłem z nią pół dnia, zwróciłem uwagę na to że jest ładna, że ma ładne niebieskie oczy, długie, proste blond włosy. Ale nie zwróciłem uwagi na to że czułem się przy niej swobodnie, tak jak czuje się przy Hazel, tyle że Alaska nie jest moją siostrą. I ….. < Zawahałem się nie wiedząc czy mam kontynuonać, ale Piper nie pozwoliła mi nie dokończyć tej historii.- Nico! Nie przestawaj w tym momencie, mów co było dolej.- Córka Afrodyty spojrzała na zegarek.- Za dziesięć minut jest obiad, wytrwałam trzydzieści minut, wysłuchując jak mówiłeś o grze w kosza i ognisku gdzie siedziałam obok ciebie, tylko po to by dojść do tego momentu, a więc na bogów kontynuuj.- No raczej ma racje znów mnie poniosło.>..... I zrobiłem coś czego od razu pożałowałem. Gdy spostrzegła że się na nią patrzę zwróciła swoją twarz w moim kierunku a ja ją pocałowałem. Była oszołomiona, a ja od razu spuściłem głowę wiedząc co zrobiłem.
- Alaska..- Chciałem przynajmniej spróbować to jakoś naprawić.-... naprawdę jesteś dla mnie kimś wyjątkowym.
- Ale nie jestem wystarczająco wyjątkowa.- Wzięła głęboki wdech po czym wypuściła powietrze z płuc i wstała.
- Przepraszam.- Powiedziałem gdy odchodziła.
     *****
 Zamilkłem, Piper również nic nie przychodziło do głowy bo też siedziała cicho patrząc przed siebie. Wszystko zepsułem bo dałem jej nadzieje i od razu jej ją zabrałem.
- Ty łajdaku.- Powiedział to współczującym tonem, córka Afrodyty objęła mnie ramieniem.- Złamałeś serce mojej siostrze.
 I właśnie dla tego wole być aspołeczny, gdy jestem sam martwię się o siebie, i nie krzywdzę innych.......
=====================================================================
 première- po pierwsze
deuxième- po drugie

wtorek, 12 sierpnia 2014

Pytanko

Mam takie pytanka, co byście powiedzieli na one shot z synem Hadesa w roli głównej? Bo mam już jakiś zarys historii, tylko nie wiem czy jest sens go publikować czy po prostu iść dalej z rozdziałami ^^
 Ps. Uprzedzam że to może być nietypowa historia jak dla Nica XD


czwartek, 7 sierpnia 2014

Rozdział 4

Rozdział 4
Frank
   Odkąd wyszedłem ze świątyni ojca czułem czyjąś obecność. Mijając  pozostałe budowle sakralne byłem w pełni gotów do... w sumie to do czego? Chyba popadam w paranoje, od trzech dni chodzę spięty bo prześladuje mnie uczucie jakby ktoś ciągle mnie obserwował. Ale jeśli Reyna chce się spotkać w świątyni swojej matki tak rano by móc porozmawiać przed tym jak obozowicze wstaną to może jednak że się nie mylę. Usłyszałem odgłos walki, przystanąłem na chwile lecz zaraz ruszyłem biegiem w stronę miejsca gdzie umówiłem się z przyjaciółką. Przed wejściem napiąłem łuk i powoli wszedłem do świątyni. Zobaczyłem dwie osoby, Reyne walczącą z w pełni uzbrojonym facetem który właśnie zablokował jej cios a następnie wyprowadził swój rozcinając jej nogę. Bez wahania wypuściłem strzałę by pomóc w walce córce Bellony. Niestety jej przeciwnik się uchylił i jedynie zarysowałem mu hełm, ale ten strzał na chwile zdezorientował naszego przeciwnika przez co Reyna zyskała przewagę i mogła wyprowadzić atak. Natychmiast wymierzyłem w niego jeszcze raz, niestety był zdecydowanie za szybki, unikną ciosu córki Bellony chwytając ją za ramie i używając jako tarczy. Strzała przebiła jej prawe ramie, napastnik odepchną ją rzucając się do ucieczki.
- Goń go!- Krzyczała do mnie Reyna.
 Zrobiłem jak kazała, zostawiłem ją ranną w świątyni ruszając zanim przybierając przy tym postać wilka. Jako zwierze byłem od niego szybszy więc to była tylko kwestia czasu jak znalazłem się tuż zanim, był jednak sprytniejszy niż mi się wydawało, raptownie odwrócił się zwalniając przy tym, przebiegłem obok niego tak że on mógł wbić mi sztylet w udo. Skręcił za świątynie Neptuna, wbiegłem za nim ale jego nie było. Tak jakby się rozpłyną, zmieniłem swoją postać na normalną, i zacząłem się rozglądać ale to było bez sensu, szczególnie z ranną nogą. Wróciłem tam gdzie zostawiłem Reyne, siedziałam trzymając się lewą ręką za miejsce gdzie tkwiła strzała, ramie miała już całe we krwi, z jej udem również nie były dobrze.
- Frank cholera nie złapałeś go?!- Próbowała krzyczeć ale widać że jest co raz słabsza, i do tego strasznie blada.
- Nie.- Powiedziałem spokojnie podchodząc do niej.- To było dziwne, on po prostu się rozpłyną ale potem ci to wyjaśnię, co?
  Już nie odpowiedziała, kiwnęła tylko słabo głową na zgodę. Usłyszałem kroki więc szybko się od wróciłem w obawie że wrócił tam ten wojownik. Na szczęście to był tylko jeden z obozowiczy.
- Co się stało?- Gdy zobaczył Reyne podbiegł do nas, kładąc dłoń na zdrowym ramieniu dziewczyny.
- Nie co, tylko biegnij po medyka!- Wydałem polecenie.- Pośpiesz się!
  Wybiegł ze świątyni w poszukiwaniu kogoś od Apolla, to może być trudne ze względu na... właśnie coś do mnie dotarło.
- Reyna?- Spytałem się, by zwrócić jej uwagę.- Kto to był?
- Nie wiem.- Pokręciła głową, tym razem na jej twarzy oprócz bólu malowała się nie pewność.- Może to był nowicjusz.....
- Miał cztery kreski i znak Merkurego, poza tym jest piąta rano.
- Czyli raczej nie poszedł po pomoc.- Powiedziała, nieudolnie próbując się podnieść.- Musimy stąd znikać.
- Nie dam rady się w nic zmienić.
- Czyli musimy dojść do koszar, jeśli mi pomożesz to dam radę.- Złamała strzałę wbitą w ramie  krzywiąc się przez to z bólu.
- Nie mamy szans, jest ich tu więcej.- Słysząc to posłała mi pytającą minę, więc jej wytłumaczyłem.- To na pewno nie był ten który z tobą walczył, nie zrzucił by z siebie tak szybko zbroi, a zresztą gdy tu szedłem wydawało mi się że ktoś mnie śledzi.
- Czyli co najmniej dwóch, a my nie damy rady biec.- Przerwała.- Przynajmniej ja nie dam rady ty …..
- Zły pomysł.- Pokręciłem głową.- Ale na pewno musimy stąd znikać a ja mam lepszy pomysł.
  Wstałem odczuwając ból w udzie przez co lekko się skrzywiłem, potem pomogłem Reynie która wsparła się o mnie zdrowym ramieniem. Powili wyszliśmy ze świątyni Bellony dokładnie się rozglądając wcześniej czy na pewno nikogo nie ma. Na szczęście świątynia Plutona była blisko a tam właśnie musieliśmy się udać, to najlepsze z rozwiązań jakie przyszło mi do głowy. Przybyliśmy jak najszybciej dzielącą nas drogę do celu. Gdy już doszliśmy posadziłem Reyne na podłodze za ołtarzem tak by nie było jej widać na pierwszy rzut oka.
- Okej.- Powiedziałem próbując złapać oddech, jak mogłem złapać zadyszki po tak krótkim dystansie.- To jest jedyna szansa by uratować kogo kogokolwiek, więc masz tu zostać i czekać.
- Co? Czekać na co?- Zaprotestowała.
- Wydaje mi się że to Oktawian po prostu chce nas sprzątnąć, więc zrobi to nawet jeśli dziś z tego wyjdziemy, a on pozbędzie się każdego kto się sprzeciwi. Więc musisz wytrzymać tu do siódmej bo codziennie o tej porze jest tu Hazel. Powiesz jej o tym i jeszcze to by łyknęła wszystko co będą jej w mawiać, musi dobrze do rozegrać i najlepiej niech skontaktuje się z obozem Herosów by pomogli.
 Już nie protestowała, wyszedłem ze świątyni i kuśtykając skierowałem się z powrotem w miejsce gdzie  jeszcze przed chwilą walczyłem razem z Reyną. Było pusto ale i tak przekraczałem próg z napiętym łukiem. Gdy już upewniłem się że nikogo tu nie ma wyszedłem i udałem się w kierunku Rzymu. Tym razem nie czułem niczyjej obecności. Niestety myliłem się, a gdy się zorientowałem nie miałem już nawet czasu się odwrócić, poczułem tylko przeszywający ból przechodzący przez głowę.

 

poniedziałek, 4 sierpnia 2014

Rozdział 3

Rozdział 3
Rzym
Frank
- Nigdy nie potrzebowaliśmy niczyjej pomocy, atakowaliśmy tych którzy mogli potencjalnie zagrozić chwale Rzymu, więc niby dlaczego teraz ma nam być potrzebny sojusz z Grekami od których jesteśmy silniejsi.....- Słuchałem Oktawiana który  produkował się na forum. Nie było by w tym niczego nadzwyczajnego, on zawsze chce przejąć stanowisko pretora i za każdym razem szuka sposobu by nastawić cały Rzym tak żeby on mógł przy okazji  pozabijać wszystkich greków. No więc sęk w tym że teraz może mu się to udać. Robi się coraz ciężej, potwory przedzierają się do obozu, a to powoduje straszny bałagan w koszarach i nie tylko, ostatnio zostały zniszczone łaźnie. Oczywiście obwiniają o to nas, że niby nic z tym nie robimy, świetnie..... Najgorsze jest to że sprzyja to Oktawianowi, bardziej mu zależy na tym by się zemścić niż pomóc Rzymowi. Brat Hazel zapewne wie co jak i gdzie, no ale on raczej nie powiada się ani za obozem Jupitera ani za obozem Herosów więc te blond chuchro doprowadziło do tego że Nico został wyrzucony z Rzymu. Wysłaliśmy dwóch zwiadowców i żaden nie powrócił, co, jak Oktawian to skomentował na forum ''ukazało naszą nie udolność''. Przez co również nasze poparcie wśród legionistów spada na łeb na szyję a jego wzrasta.
- W jednym ma racje,- Szeptała do mnie córka Bellony.- Musimy zacząć działać, bo jeśli nic nie zrobimy on przejmie nasze stanowisko i... wole nie myśleć co wtedy się stanie.
 Ja chyba też nie. Wszyscy uważają go po prostu za radykała, sądząc że właśnie dla tego tak bardzo mu zależy na zniszczeniu obozu Herosów. Ale tak serio to bardziej chodzi mu chyba o Percy'ego który dwa lata temu, gdy Gaja się przebudzała, obiecał że Grecy nie narozrabiają w Rzymie. Niestety Leo, nie umyślnie, troszkę tu poniszczył tego i owego.
-Więc co robimy.- Spytałem, ale Oktawian spostrzegł że rozmawiamy i nam przerwał.
-  Czy wy w ogóle słuchacie?- Zadał pytanie lecz nie zdążyliśmy na nie odpowiedzieć gdyż kontynuował.- Chyba was to nudzi, co? Która to już wasza narada?
- Oktawianie!- Uderzyłem ręką stół, by przerwać jego insynuacje na temat tego że za długo już się tym zajmujemy. Reyna chwyciła za moje ramie by mnie uspokoić, i powstrzymać przed powiedzeniem czegoś co nas tylko pogrąży. Zauważyłem że za to Dakota wstał by przemówić.
- Bez niepotrzebnych uniesień.- Zaczął uspokajać.- Na pewno mamy problem i może Oktawian ma racje że już zbyt długo jesteście pretorami.
- Ma racje?! Przecież on od dwóch lat nie robi nic innego jak tylko planowanie tego jak by zniszczyć Greków!- Do dyskusji wtrąciła się córka Plutona.
- Hazel przesadzasz- Powiedział ostrym tonem jej przed mówca.- Chęć odcięcia się i powrotu do tego jak było dawniej to jeszcze nie obsesja.
- Nie!?- Spojrzała na mnie ale widziała że w tej sytuacji nie mogę jej pomóc bo będzie to tylko na moją nie korzyść, musiała się z tym sama zmierzyć.- Jeśli nie to co za różnica? Jakoś ni musieliśmy im ostatnio w żaden sposób pomagać. Co bardziej bogowie scalili swoje podwójne osobowości, czyli zerwanie tego sojuszu będzie naszym przeciwstawieniem się.
 Trafiła w samo sedno, uśmiechnąłem się w duchu że przynajmniej ona potrafi nas jeszcze poratować. Po sali przeszedł się pomruk zgody a po nim zapadła cisza. Oktawian zapewne zastanawiał się jak przebić ale raczej na szybko nic mu nie przyszło.
- Jak widać Hazel również ma racje- Zaczęła Reyna.- I jak widać nikt już nie ma nic więcej dziś do powiedzenia. Więc może zakończmy kolejną z rzędu dwugodzinną naradę, której to Oktawian ponownie narzucił ten sam temat, zamiast pozwolić zastanowić się nad poważniejszym problemem.
  Gdy wyszliśmy słońce już prawie zaszło, znaczyło to tyle że było już po kolacji a ja na samą myśl o tym zrobiłem się nieziemsko głodny. Na moje szczęście szliśmy w stronę miasta gdzie znajdowało się wiele świetnych knajpek. Moglibyśmy udać się na pizze lub na chińszczyznę.
- Chyba jednak pizza.- Powiedziałem nagłos zwracając na siebie uwagę dziewczyn.
- Co!?- Zapytała Hazel.
- Frank nie sądzę żebyś pizzą przekonał do siebie legionistów.- Dodała Reyna, po czym obydwie parsknęły śmiechem. No tak gdy ja rozważałem co zjeść na kolację one rozmawiały o czymś poważnym.
- Chociaż może by to przeszło.- Nabijały się ze mnie.
- A o czym mówiłyście?- Spytałem cały czerwony ze wstydu.- Bo ja się zamyśliłem przez co was nie słuchałem, przepraszam.
- O pizzie?- Zapytała Hazel najwyraźniej rozbawiona tą sytuacją.
- No ewentualnie o chińszczyźnie.- Podrapałem się po głowie, w sumie to wciąż nie wiem na co mam ochotę.
- Żeczywiście jest już po kolacji.- Stwierdziła Reyna patrząc na nadgarstek gdzie ma zapięty zegarek.- Czyli na co idziemy?
- Może pizza, co?- Zaproponowała Hazel którą objąłem ramieniem.
- Czyli pizza.
  Po ustaleniu czego i gdzie jemy kolację ruszyliśmy w stronę centrum Nowego Rzymu. Przynajmniej wieczór był udany w porównaniu do reszty tego i w sumie poprzednich dni.
Obóz Herosów
Annabeth
  W drodze do wielkiego domu, gdzie wraz z Piper zmierzałyśmy na naradę by to wrzystko jakoś pozbierać, myślałam nad wczorajszym dniem. Choć i tak nawet gdy ochłonęłam uważam że i tak mam rację nie chcąc rozmawiać z Percy'm, no ale z drugiej strony córka Afrodyty też może mieć racje.
- Czyli ja histeryzuje z Jasonem?- Spytała moja przyjaciółka.- I ja nie powinnam być zazdrosna ale ty możesz być zła.
- Tak.- Podsumowałam krótko.
- No ale on ci nic nie powiedział ze względu na Chejrona.- No i tu może się nie mylić.
- O jej może i tak.- Przewróciłam oczami.- Ale Percy się nigdzie nie wybiera więc ja mogę mieć focha by on się bardziej postarał, a Jason raczej wybiera się do Rzymu do Reyny, znaczy no nie dosłownie ale lepiej będzie jeśli się z nim pogodzisz.
- Ymm to jest sensowne.
-  Pipes to ty jesteś córką Afrodyty więc raczej powinnaś być lepsza w te klocki ode mnie....
- Oj tam oj tam.- Burknęła pod nosem.
 W wielkim domu była już Clariss z Chrisem, Will, Leo i Percy, aż dziw że się nie spóźnił. Reszta grupowych wgramoliła się na miejsce spotkań po jakiś dziesięciu minutach, nie licząc Jason który prawdopodobnie wyruszył już do Rzymu. Po pierwsze jesteśmy zmuszeni do tego by zmienić całą politykę obozu, teraz raczej jedna osoba już nie może zarządzać całym obozem. I po jakiś dwóch godzinach doszliśmy do tego że oczywiście zostawiamy narady w których muszą uczestniczyć wszyscy grupowi, z racji tego że obozowicze nam, czyli mnie, Percy'emu, Piper, Jasonowi i Leonowi, ufają najbardziej zostajemy starszymi obozowymi, czyli no... właściwie to mamy po prostu trzymać porządek w obozie. Will ma zajmować się obozowym szpitalem i zajęciami z łucznictwa. Clariss będzie prowadzić zajęcia z szermierki i wraz ze mną i Piper układać grafik zajęć a Chris zajmie się truskawkami dostarczeniem ich i tym podobnym, jako syn Hermesa powinien świetnie sobie poradzić z tym zadaniem. Ta dwójka ma również zajmować się tym wszystkim gdy nas nie ma więc zostali dyrektorami obozu Herosów, cóż powiedzmy że ufam w tej sprawie Clariss, no a przynajmniej Chrisowi.
- Super.- Skomentował Percy patrząc na zegarek.- Czyli co możemy kończyć?
 Wszyscy wyszli, grupowi rozeszli się gdzieś po obozie, Leo wyskoczył stąd jak poparzony i pobiegł, w sumie to nie wiem gdzie, ale coś mi się wydaje że ma spotkać się z Calypso. Piper postanowiła sprawdzić czy Jason na pewno już wyruszył do Rzymu, miała cichą nadzieję że jeszcze się pakuje czy coś. Więc wyszło że zostałam sama z Percy'm, skrzyżowałam ręce na piersiach opierając się plecami o regał z książkami, czekając co powie niech się biedak trochę pomęczy.
- Przez bogów trzech złożona i przez trzech zgorszona.
Zniknięcie kłamstwem usiane,
prawda bliżej a zarazem dalej.
W niepamięć syn Kronosa odejść musi,
synowie i córki zdecydować muszą czy w zbrojnym rynsztunku ruszą.
Nazywany przyjacielem wrogiem się stanie,
na oszustwie przyłapany lub przez wszystkich zdrajcą przezwany.- Opadła mi szczęka, no tak nie uwzględniłam jednego maleńkiego szkopułu, planowanie tego rodzaju zemsty, nie pójdzie w przypadku mojego chłopaka, bo nigdy nie wiadomo czy się połapie i z czym wyskoczy.- No nie mów że od wczoraj nie zastanawiasz się nad tą przepowiednią.
- Tak Persiu ty to dopiero potrafisz przepraszać dziewczynę.- Powiedziałam cicho przewracając oczami.
- Oj no tak, wiem że jesteś zła.- Podszedł do mnie robiąc skruszoną minę.- Ja coś wymyślę w ramach przeprosin, a ty i tak nie potrafisz się na mnie gniewać?- Bardziej zaproponował niż stwierdził, ale niech będzie.
- Ale masz się postarać.- Chwyciłam go za rękę i wyszliśmy razem z wielkiego domu.- a co do tej przepowiedni to raczej w pierwszym wersie chodzi o kolejne dziecko wielkiej trójki, czyli że możesz mieć braciszka lub siostrzyczkę.
- Ej, ej jest coś o przysiędze w której siedzi trójka bogów, więc czy no Hera, Artemida i twoja matka, nie złożyły też przysięgi w której siedzą razem?- Podsuną uśmiechając się łobuzersko.- Więc może...
- Percy ja i tak mam już rodzeństwo- Sprostowałam.- A zresztą i przez trzech zgorszona, czyli wątpię by Hera i Artemida miały już jakieś potomstwo.
- Ouu, gafa.- Lekko się zaczerwienił.- Więc punk dla ciebie.
- Ale i tak dobrze że pamiętałeś o ich przysiędze.- Uśmiechnęłam się do niego.- Drugiego i trzeciego nic a nic nie pojmuje, to o synie Kronosa to pewnie chodzi o Chejrona, i reszty również nie rozumiem, ale jasno mówi o tym że znów mamy zdrajcę.
 Na tym skończyliśmy naszą rozmowę na temat tego co się teraz dzieje i tej przepowiedni. Udaliśmy się na kolację a po niej jak zwykle odbyło się ognisko. Lepiej było siedzieć przy nim z Percy'm- nawet jeśli próbowaliśmy rozweselić Piper- niż wściekać się na niego. Oczywiście gdy Leo zaczął śpiewać i tańczyć, cóż naprawdę trzeba by mieć ogromnego doła by się nie śmiać, więc udało u się poprawić humor córki Afrodyty, no i przy tym reszty obozowiczów.