Rozdział z dedykiem dla Radosnej, gdyby nie ona i jej cudny blog o Silenie, pewnie nie napisałabym tego rozdziału. Miałam okropny brak weny i w ogóle wstręt do wszystkich blogów, nie mając chęci czytania czegokolwiek o herosach znów zakochałam się w jej blogu XD Wena wróciła i miłość do półbogów( choć nie obiecuje regularnych postów) wracam do pisania z małą zmianą ^^
Z że są święta to trzeba złożyć życzenia.
A więc, w tym jakże radosnym okresie(przynajmniej tak mi się wydaje) życzę wam, więcej szczęścia( XD) smacznego śniadanka w rodzinnej atmosferze, kolorowych jajek, rozczochranych owieczek i rozkicanych zajączków, no i mokrego, a nie śnieżnego poniedziałku. SoŁ Wesołych Świąt Kochani ^.~
Ps. Przepraszam za błędy w rozdziale, nie wiem jak się piszę sproskiwaczkę, XD i w sumie rozkicanych XD
Rozdział
17
Piper
-
Z jednego końca na drugi koniec San Francisco, nie wiem czy to miało
sens.- Leo pokręcił głową z dezaprobatą. Piper ta sytuacja
również się nie podobał, chciała jak najszybciej znaleźć się
w obozie z jak najmniejszą liczbą postoi. Niestety to był ten
dzień w którym wszystko układało się nie tak jak powinno, a
oczywiste uwagi Leona nie pomagały córce Afrodyty. Nie mogła nic
poradzić na to że spóźnili się na pociąg bo dwie córki Selen
zagubiły się na dworcu, ani na to że jest ich zbyt wielu na
jakikolwiek inny środek transportu. Mogli wrócić się do obozu,
ale Piper postanowiła jednak że zatrzymają się w motelu który
będzie najbliżej dworca.
-
Oj daj już spokój.- Córka Afrodyty podał mu kartę do jego
pokoju, który dzielił z synami Heliosa i Nemezis. Choć Piper,
wybranie jak najmniejszej liczby pokoi usprawiedliwiała tym że
trzymanie się w grupie będzie bezpieczniejsze, to i tak nie mogła
wmówić tego sobie. Skarciła się za to że powoli zaczyna
traktować część obozowiczów jak wrogów zamiast za
poszkodowanych. Coraz bardziej zaczynała podejrzewać że dzieciaki
od Selen, Heliosa i Nemezis są zdrajcami, ale jak w to nie uwierzyć
gdy jak tylko mieli opuszczać San Francisco któremuś z nich coś
się przytrafiało. Po akcji na lotnisku- nie wspominając zaginięcia
na dworcu- naprawdę w nich zwątpiła. Nie trzeba być dzieckiem
Ateny by wiedzieć że wysadzenie kibli na lotnisku źle się
skończy, gdyby nie Kalipso..... Piper wolała nie wiedzieć jakie
mieli by problemy bez córki Atlasa.
W
stronę recepcji, przy której Piper stała wraz z Leonem zaczęła
zbliżać się Clariss. Dziewczyna zostawiając resztę herosów w
holu z Chrisem i Kalipso, zbliżała się w ich stronę z wyraźnym
grymasem na twarzy. Choć Piper uważała córkę Aresa za swoją
przyjaciółkę- nie tylko z powodu relacji ich rodziców, ale
również dlatego że odkąd Clariss ćwiczyła z nią szermierkę, w
zastępstwie za Hazel, dziewczyny zaczęły się dogadywać- to i tak
widząc u niej taką minę zaczynała się jej obawiać.
-
Valdez! Powiedz mi co Kalipso robiła sama w lesie w noc, przed
wyjazdem.- Clariss przeszła do konkretu gdy tylko znalazła się w
odległości, tak bliskiej by móc mówić z ciszonym głosem. Piper
za to nim zaczęła zastanawiać się o co chodzi jej przyjaciółce,
odetchnęła z ulgą że Clariss nie chodziło o nią.- Chris mi
powie...
-
Lepszym pytaniem jest, co Chris tam robił.- Chłopak odparł,
niewzruszony córką Aresa i jej zarzutami.
-
Zapytałam cię pierwsza.- Clariss zajęło chwilkę by dotarło do
niej że nie zna odpowiedzi na pytanie zadane przez Valdeza.
Zmarszczyła brwi odwracając się w kierunku z którego przyszła i
gdzie stał Chris, ruszając w jego stronę.- Chris!- Krzyknęła a
chłopak momentalnie odwracając się w jej kierunku.
-
No to wkopałem chłopaka.- Leo zacierał ręce uśmiechając się
przy tym.
-
A tak w ogóle to o co chodzi?- Piper ciągnęła temat rozpoczęty
przez córkę Aresa.
-
Nic wielkiego królowo piękności, Kalipso pomagała mi rozstawić
czujniki, mówiłem ci już przecież o tym w Obozie Herosów, chyba
nie muszę się powtarzać.- Spojrzał na nią, zastanawiając się
czy dziewczyna go wtedy słuchała. W tym samym momencie doszła do
nich Kalipso, o której był mowa.
-
Tak, tak, już pamiętam.- Piper nie pamiętała, ale nie zbyt ją to
teraz interesowało i tym bardziej nie chciała słuchać wywodów
syna Hefajstosa, o tym że nikt go nie słucha. Wywróciła oczami,
chcąc już zmienić temat, gdy nagle ją coś olśniło.- Czekaj,
jakie czujniki!?
-
Mówiłam że podglądanie lasu, to zły pomysł.- Kalipso włączyła
się energicznie do rozmowy gdy wyłapała o czym mowa.
-
Pełna inwigilacja!- Córka Afrodyty zaprotestowała, zaczęła się
zastanawiać od kiedy i co dokładnie może widzieć, lub co gorsza
słyszeć Leo.
-
Już nawet gadać zaczynacie tak samo...
-
Każdy powiedział by tak samo, kochanie.- Kalipso weszła mu w
słowo, poklepując go przy tym po policzku.
-
Jakoś jak cię poprosiłem o pomoc to tak nie protestowałaś.- Leo
zaczął się sprzeczać ze swoją dziewczyną, na co córka Afrodyty
nie bardzo zwracała uwagę. Dziewczyna sięgnęła pamięcią w tył,
przypominając sobie parę sytuacji, głupich sytuacji, i parę
rozmów, bardzo głupich rozmów, o których lepiej by nie wiedział
nikt inny. Piper poczuła że palą ją policzki, musiała być już
czerwona jak burak.
-
Leo, od kiedy ty obserwujesz las?- Córka Afrodyty dopytywała
gorączkowo.
-
No w sumie to nawet jeszcze tego nie zdążyłem tego przetestować,
bo od razu po zamontowaniu czujników wyruszyliśmy tutaj.- Chłopak
podrapał się po głowie.- A co?
-
Nie ważne.- Ta wiadomość wystarczała Piper, to był sygnał że
od teraz musi bardziej uważać, nawet jeśli syn Hefajstosa jest dla
niej jak chochlikowaty brat, nie musi wiedzieć wszystkiego. Leo
mógłby jej to potem wypominać, nawet w żartach córka Afrodyty
nie chciała tego wysłuchać, w zupełności wystarczające były
drwiny Drew na jej temat. Ostatnia myśl dziewczyny skierowała ją
ku Obozowi Herosów i jej rodzeństwa, w kompletnym letargu zwróciła
się do syna Hefajstosa który rozmawiał o czymś po cichu ze swoją
dziewczyną.- Leo trzeba ich odesłać do pokoi, jest już późno.
-
Tak jest królowo piękności.- Chłopak zasalutował uśmiechając
się przy tym i tak jak poprosiła go jego przyjaciółka zaczął
zmierzać w kierunku grupy dzieciaków by rozgonić ich do pokoi.
-
Ty nie idziesz?- Kalipso spytała ją widząc że dziewczyna nawet
nie drgnęła.- Jak coś to ja będę miała ich na oku.- Córka
Atlasa mrugnęła do niej proponując jej zastępstwo.
-
Nie trzeba, zamyśliłam się tylko.- Piper posłał jej uśmiech w
stylu '' wszystko jest okej'' i ruszyły razem do swoich pokoi.
Dziewczyny
szły nie odzywając się do siebie, była to rzadkość bo spędzały
ze sobą sporą część wolnego czasu, a do tego Piper jest dość
wygadaną osobą. Tym razem głowę córki Afrodyty zaprzątały
sprawy które już od dłuższego czasu wierciły jej dziurę w
brzuchu. Docierało do niej że już nie jest tak mądra, gdy musi
poradzić samej sobie. Jako że jest grupową dziesiątki, dzieciaki
z obozu przychodziły do niej po poradę w sprawie ich związków.
Piper najpierw czuła się głupio w takiej sytuacji, żartowała że
powinna razem z rodzeństwem zawiesić nad drzwiami szyld który
głosił by: Agencja
matrymonialna Kupidyn,
i rozkręcić biznes, choć to sprzymierzyłoby z jej domkiem cały
obozu. To był by naprawdę opłacalny interes, ale wątpiła że
spodobało by się to Chejronowi. Skrzywiła się na myśl o
centaurze, przypominając sobie że on odszedł, tak
czy inaczej to było by zbyt wielkie zgorszenie, a obiecała matce że
coś zmieni wśród jej rodzeństwa.-
Pomyślała,
orientując się przy tym weszła już do swojego pokoju a nie wie
nawet czy pożegnała się ze swoją przyjaciółką, ale uznała że
ją zrozumie.
Dziewczyna
rozejrzała się po pokoju, który zajmowała z córkami Selen,
dzieciakami Aresa i dwoma synami Apolla, których wzięli ze sobą
tak na wypadek gdyby komuś się coś stało. Gdy Piper stwierdziła
że wszyscy już są skierowała się na wolne łóżko pod oknem.
Opadła na nie plecami, tak by głowa zwisała jej poza nie, i mogła
widzieć przez szybę rozgwieżdżone niebo. Wpatrywanie się w
bezkres wszechświata pozwalało jej przestać myśleć o problemach,
zdawało
jej się że wszystkie uciekają w chłodną próżnie, gdzie
zamarzają. Słysząc zatrzymujące się obok niej kroki, wiedziała
że jej zmartwienia rozmarzają właśnie w tej chwili.
-
Co jest?- Stojąca nad nią dziewczyna, zadała pytanie siadając
obok niej.- Chcesz może pogadać? No wiesz może nie doradzę ale
mogę od biedy cię posłuchać.- Dziewczyna przewróciła teatralnie
oczami, posyłając jej po tym pocieszający uśmiech.
-
Nie..- Piper od chrząknęła, by pozbyć się chrypy.- Clariss,
dziękuję ale wszystko
jest w porządku.
-
Coś mi tu śmierdzi, i to porządnie wali, bo jeśli tak jest, to
czemu tak się zerwałaś by wracać do obozu, co?- Córka Aresa
patrzyła na nią wyczekująco, a Piper wiedziała już że
dziewczyna rozmawiała z Kalipso, i bez względu na to jaką
odpowiedź usłyszy i tak podsumuje to tak samo. Wiedząc to nie
wysilała się zbytnio i chciała odpowiedzieć jej w najprostszy
sposób.
-
Po prostu chciałam już stamtąd wyjechać, i wrócić do Obozu
Herosów.
-
A
nie uciec- Clariss zasugerowała jej, unosząc przy tym jedną brew.
Piper musiała być już bardzo zmęczona tym dniem, bo zaczęła się
zastanawiać czy też potrafi poruszać tylko jedną brwią. Gdy
córka Aresa nie otrzymała odpowiedzi przez dłuższą chwilę a
zamiast tego dostrzegła że
jej przyjaciółka zaczęła bawić się swoimi brwiami, pstryknęła
jej przed oczami.- Hej Piper, ogarnij się.
-
Oj no tak, tak.- Dziewczyna odparła, uciekając wzrokiem na
najbliższą pryczę i szukając tematy zamiennego.- A jak tak Rosy?
-
Nie zmieniaj tematu. Nie sądzisz że jesteś za surowa.- Clariss
przeszła do płęty ich rozmowy.
-
Nie wiem, może
i tak.-
Piper przekręciła
się tak by schować twarz w materacu, po chwili jednak usiadła w
stronę Clariss.- Ale, czuję się zdradzona.
Piper
nic więcej nie powiedziała, nie chciała mówić jej nawet tego, a
Clariss milczała bo rozumiała dlaczego się tak czuła. Poza tym
córka Aresa wiedział że i tak nie będzie wstanie udzielić
sensownej porady. Gdy dziewczyna chciała już zmienić temat,
usłyszała że ktoś- i z pewnością było to więcej niż jedna
czy trzy osoby- przebiegł przed drzwiami do ich pokoju. Dziewczyny
spojrzały po sobie, wymieniając zaniepokojone spojrzenia, ten
odgłos nie brzmiał jak zabawa któryś z obozowiczów.
-
Nie wychodź cie.- Rozkazała Clariss, widząc że większość
półbogów też to zaniepokoiło.
Piper
otworzyła drzwi do pokoju, o mało co nie nokautując przy tym
Leona. Dziewczynie w tej chwili przyszła do głowy myśl że te
drzwi źle się otwierają.
Na
końcu korytarza widziała grupę herosów, którą gonił Chris,
Clariss widząc to od razu za nim ruszyła.
-
Leo
co się dzieje.- Piper spytała syna Hefajstosa, którego przed
chwilą zatrzymała.
-
Jak to co? Zwiewają- Odpowiedział zaczynając biec w stronę w
którą udała się córka Aresa.
Dziewczyna
chciał zrobić to samo, ale powstrzymała się słysząc kroki za
sobą. Odwróciła się a zza rogu wybiegła dziewczyna którą Piper
spotkała już wcześniej w lesie w obozie, gdy razem zresztą
obserwowali domki zaginionych herosów. Czarno włosa zatrzymała się
wpatrując się w nią, Piper też stała będąc oszołomiona jej
widokiem. Nie trwało to jednak zbyt długo, dziewczyna zawróciła
się, zaczynając uciekać w stronę z której przyszła. Piper nie
wahając się zaczęła ją gonić, wiedział że to wszystko jest
jej sprawką i zastanawiając się dlaczego właśnie ona wciąż ją
spotyka, znalezienie wtedy w lesie rannej Alaski też nie było
przypadkowe. Córka Afrodyty dość dobrze biegała, dzięki czemu
znajdowała się coraz bliżej intruza. Dziewczyna widząc to,
wywróciła
szarpnięciem ręki półkę na ręczniki tak by Piper się o nie
potknęła, ale ona przebiegła przez nią odbijają się od niej
dzięki czemu była jeszcze bliżej dziewczyny.
-
Nie dam się tak łatwo.- Rzuciła przez ramie, ciągnąc za klamkę
mijanych drzwi, gdy córka Afrodyty miała ją już na wyciągnięciu
ręki. Piper w tym momencie była tym tak zaszokowana, że w biegła
w drzwi otworzone przed chwilą przez ciemnowłosą dziewczynę.
Córka
Afrodyty upadła na ziemie, mrugając i otwierając coraz szerzej
oczy by odpędzić z przednich czarne plamy plamy. Po chwili
podnosząc
się lekko na łokciach, obok których skapywała krew z jej nosa,
obkręciła się
tak by widzieć dziewczynę. Dobiegając do końca korytarza nie
skręciła ale wyskoczyła przez okno rozbijając je sobą. Piper
mogła założyć się o to że dziewczynie nic się nie stało po
tym skoku- choć znajdowali się na drugim piętrze- i tak jeszcze ją
zobaczy. Teraz wiedziała też że skądś ją znała, jej głos był
tak znajomy, choć córka Afrodyty nie mogła go z nikim połączyć.
-
Nic się tutaj nie dzieję, proszę wracać do pokoju.- Leo uspokajał
dwójkę oszołomionych,
pół nagich gapiów, którym ciemno włosa otworzyła drzwi do
pokoju. Chłopak podszedł do niej pomagając jej wstać, wyciągając
jej od razu chusteczkę do nosa ze swojego pasa.- Nic ci nie jest?
No... oprócz nosa.- Spytał, na co Piper pokręciła tylko głową.
Leo
zabrał ję do jednego z pokoi, gdzie była już Clariss, Chris, Matt
który oglądał jej nos jako że jest synem Apolla, i Leo.
-
Wszyscy od Selen, Heliosa i Nemezis zwiali, zostało nam tylko
rodzeństwo Clariss.- Mówił Chris.-
Są
na razie w holu gdzie Kalipso stara się omotać te zajście mgłą.
-
Ehhh trudno....
-
Czekaj, nic nie mów.- Matt przerwał Piper, zbliżając powili dłoń
do jej nosa, by potem szybkim ruchem dwóch palców spowodować że
coś w nim strzeliło, powodując przy tym że z oczu zaczęły
płynąć jej łzy. Dziewczyna syknęła tylko z bólu.- Sorry
memory, ambrozja nie nastawia nosów.
-
A mówiłem ci królowo piękności byś nie trzaskała tak
drzwiami.- Loe żartowała z sytuacji.- Ty im łamiesz zawiasy a one
ci nos.
-
Leo przestań.- Dziewczynie jakoś nie było do śmiechu.- Daj mi
lepiej drachmę.
Chłopak
sięgną do swojego pasa wyciągając z niego monetę i podając ją
Piper. Clariss sięgnęła po spryskiwaczkę z
parapety, nim córka Afrodyty Afrodyty zdążyła ją o to poprosić.
-
Zamierzasz zadzwonić do Annabeth?- Spytała
-
Irys boginie tęczy...- Dziewczyna nie odpowiadając na
pytanie
zaczęła wygłaszać formułkę.-... połącz mnie z
Thalią
Grace.- Po chwili ukazał się obraz łowczyni.- Thalia, musisz mi
pomóc odszukać paru herosów.
-
Piper? Jakich herosów? I co ci się stało?- Spytała widząc córkę
Afrodyty.
-
Nie ważne, Thalia posłuchaj, musisz razem z łowczyniami dogonić
herosów którzy uciekli, jestem w San Francisco, a wiem że ty też
jesteś w pobliży.- Piper starała się jak najszybciej przekazać
wiadomość, nie miała pewności ile jest wody w spryskiwaczce i na
jak długo rozmowę jej to pozwoli.
-
Uciekli? Ci od Helem... wróć, ci od Heliosa
i Selen?
-
Tak.
-
Annabeth wspominała mi o tym.- Thalia
zamyśliła się na chwilę.- Powinno nam się udać, trzymaj się i
do zobaczenia w obozie.
Córka
Zeusa kończąc to zdanie zakończyła połączenie.