czwartek, 6 sierpnia 2015

Rozdział 18 Cz. 2

- Psia krew z tą laską- Mruczał pod nosem, skradając się tunelami.- Nie, z Nico'em, to on jest niezdecydowanym pojebem.- Klnąc zagapił się, o mało nie wpadając na straż. Dwa szkielety, mające na sobie nie pełne uzbrojenie, stały odwrócone do niego plecami więc mógł wycofać się róg, z którego przyszedł.- Gej czy nie gej.- Szeptał sam do siebie, wyciągając długopis z tylnej kieszeni spodni. Gdy miał już wkopać tę parkę do Tartaru, ponownie zrobił krok w tył, chowając się za ścianą.- A ona? Zachciało się znudzonej panience nowego ekscesu.- Percy miał dość tego dnia, stwierdził że nie potrzebuje kłopotać się tymi szkieletami. W końcu i tak nie wiedział gdzie ma iść, więc nie upierał się z przejściem przez tam ten korytarz. Cofną się parę metrów i skręcił odnogę lochu, którą wcześniej pominą.
Percy'emu wydawało się że pałęta się po lochu już dobre parę godzin, ale coś mu podpowiadało że w Hadesie nie tak łatwo zmierzyć czas. Sam już nie wiedział co ma ze bobą zrobić. Szukać Alaski, zająć się zadaniem które ma do wykonania, czy może odnaleźć Nica. Nie wiedział jak zrobić cokolwiek z tej listy, teraz gdy znajdował się w tak beznadziejnej sytuacji dojrzał ile nie dociągnięć ma jego plan.
- Percy!- Chłopak odwrócił się w stronę znajomego głosu.- Nie mówiłem ci że w Hadesie czas płynie inaczej.
- Nie.- Zaprotestował.
- No to teraz mówię.- Nico kontynuował, jak by te nie dopowiedzenie było błahostką.- Gdzie Alaska?- Syn Hadesa dopiero po chwili dojrzał nie obecność swojej przyjaciółki.- Nie mów że się rozdzieliliście.
- Nie.- Percy powtórzył swoją odpowiedz, lecz z tym razem bez entuzjazmu.- Zgubiła się.
- Jak to się zgubiła?! To nie klucze że można je zgubić!
- No po prostu.- Odpowiedział na protest Nica. Syn Posejdona nie wiedział co odpowiedzieć.- Po prostu, była i nie ma.- Wnioskując po minie Nica, te wytłumaczenie nie przypadło mu do gustu.
- Tak?- Spytał retorycznie, nie potrzebował kolejnego potwierdzenia Percy'ego.- Więc my się rozdzielimy.
-Ej czekaj, jak to.....- Chłopak nie zdążył skończyć zdania jak Nico złapał za ramie Henry'ego i rozpłynęli się w cieniu.-... się rozdzielimy.- Skończył, mówiąc do siebie.
Chłopak ponownie zaczął pałętać się po rozległych korytarzach. Tłumaczył sobie że Nico nie zostawił by do tak, licz że wszystko się ułoży i jeśli nie on to kto inny ogarnia tą sytuację.
- Percy, czekaj!- Chłopak słysząc ten głos, zagotował się w środku.
- Czy ty postradałaś zmysły, głupia kobieto!?- Choć mówił do kobiety, Percy nie potrafił się powstrzymać od rzucenia jakąkolwiek obelgą.
- Ej tylko nie głupia.- Alaska odrzekła z urazą w głosie.- Jak chcesz wiedzieć to znalazłam to czego szukałeś.
- Jak to..- Chłopak powstrzymał się przed zadaniem tego pytania. Wziął głęboki wdech, wypuszczając tym samym z siebie gniew.- Prowadź.
Alaska prowadziła go do celu zawiłą drogą, mówiła przy tym nie miłosiernie wiele ale Percy wyłapał tylko tyle że Nico i Henry już na ich czekają. Nic poza tym go nie interesowało, jego problemy rozwiązały się praktycznie same, więc mógł już jej nie słuchać.
- Widzisz te drzwi?- Spytała, choć drzwi były widoczne.- To tam.
Percy'ego coraz bardziej ciekawiło jak ona to znalazła, nie pytał tylko dlatego że chciał jak najszybciej opuścić krainę umarłych. Gdy syn Posejdona otworzył drzwi ujrzał tylko i wyłącznie ciemność. Nie przestąpił przez próg wiedząc że w tych stronach ta ciemność nie musi być zwyczajną ciemnością. Chłopak spojrzał pytająco w stronę Alaski.
- Spokojnie to nic idziemy dalej.- Dziewczyna uśmiechnęła się do niego pogodnie.
Mrok nie był tak długi jak mu się zdawało, lecz na jego końcu nie było tego co miało być. Po przejściu trzech metrów napotkał ścianę, chciał ominąć przeszkodę, ale gdy tylko się poruszył, coś owinęło się wokół jego przedramienia. Miał spętanie również nogi, nie mając jakiejkolwiek możliwości ruchu.
- Upsss.- Alaska powiedziała słodkim głosem gdy rozbłysło światło. Po prawej stronie w tej samej sytuacji był Nico i Henry.- Chyba wpadliście.- Poruszyła ramionami.- Myślałam że będzie trudniej, ale bez tej twojej panny jesteś kompletnym idiotą.- Skierował swoje słowa do Percy'ego.- Radzę ci następnym razem brać ją ze sobą.
- Czyli to ty od początku mieszałaś w obozie?- Syn Posejdona zadał pytanie.- Czemu to zawsze córki Afrodyty.- Opuścił głowę, podnosząc ją zaraz odwracając się w stronę Nica.- A ty masz z kim romansować, co?!
- Słyszałeś już że w Hadesie czas płynie inaczej?- wtrąciła się Alaska.- Więc gdy znajdzie was Hades, i jeśli was nie zabije, będzie już za późno. Gdy wrócicie zakończę erę bogów.- Chłopak czół coś że jeśli wróci to nie będzie jego największym zmartwieniem, czół że Annabeth sama wrzuci go tu ponownie.- Więc mogę przyznać ci się do swojej porażki.- Kucnęła przednim.- Sęk w tym że...- Zaśmiała się, jak by przerwała w połowie kawał, który był tak śmieszny że sama nie mogła go skończyć.- Nie ja rozkochałam go by wykorzystać... znaczy wykorzystałam go ale ta pierwsza część była na odwrót.
- JA-JESTEM-GEJEM!!!- Krzyczał, tak jakby chciał wytłumaczyć coś, ale ona nie rozumiała angielskiego.- Więc na co liczyłaś?!
- Nico, nie prowokuj.- Ostudził go Henry.

- Na nic.- Przyznała, dodając.- Ale jak powiedział Nietzsche „W zemście i w miłości kobieta jest większym barbarzyńcą niż mężczyzna.” -Alaska wstała, i odeszła w stronę wyjścia. Zatrzymała się jednak w progu, rzucając przez ramię.- Więc mam nadzieje że tu zdechniecie. 

czwartek, 23 lipca 2015

Rozdział 18

Rozdział 18
Percy
Syn Posejdona opierał się plecami o ścianę baraku, gdzie czekał na Nica. Choć była czwarta nad ranem a słońce dopiero co się wyłaniało zza horyzontu, chłopak był w pełni obudzony. Coraz zaczynał chodzić w kółko, denerwują się tym że jeszcze nikogo nie ma. Wiedział że przyszedł za wcześnie ale wolałby już wyruszyć, wtedy nie myślał by o tym co może się wydarzyć a jego ADHD nie dawało by się tak we znaki, przynajmniej wtedy byłoby ono jak najbardziej wskazane.
Gdy chłopak znów zaczął się kręcić, o ścianę o którą wcześniej on sam się opierał, podparł się Henry. Wnuk Hadesa kiwną do niego głową na dzień dobry a Percy odpowiedział mu tym samym. Staną na chwile przyglądając się chłopakowi, gdyby syn Posejdona miał powiedzieć jaki jest Henry w ciągu pierwszych siedmiu sekund, stwierdził by że na pewno taki sam jak Nico. Obiór i posępny wyraz twarzy, wskazuje na to że są to ludzie tego samego pokroju. Percy jednak wcześniej miał okazje z nim porozmawiać i przekonać się że Henry tylko tak wygląda.
Po krótkim czasie w wyznaczonym miejscu zjawiła się pozostała dwójka. Percy wciąż nie mógł zrozumieć dlaczego Nico tak się upierał by zabrać Alaskę, i jeszcze bardziej dziwiło go dlaczego córka Afrodyty chce iść do krainy umarłych. On sam nie miał na to ochoty, w końcu Hades to miejsce dla umarłych a nie dla żywych.
- To jak się tam dostaniemy?- Percy kierował pytanie do syna Hadesa, który wziął na siebie odpowiedzialność za dotarcie do na miejsce.
- Jak to jak? Za dotknięciem magicznej różdżki.- Nico odpowiadając kiwną głową do Henry'ego. Percy nerwowo odwrócił się w stronę wnuka Hadesa, gdy ten położył dłoń na jego ramieniu. Chłopak choć nie czuł się pewnie w tej sytuacji nie protestował, zdążył przyzwyczaić się do humoru Nica, więc domyślał się o co mu chodziło. Gdy tylko syn Hadesa chwycił za rękę Alaskę cała czwórka rozpłynęła się w cieniu.
Percy tego nie znosił, smaku metalu w ustach i uczucia jakby był wymiętą kartką którą ktoś wyrzucił. Dosłownie, bo po zachwianiu się, gdy wylądowali w Hadesie, upadł na ziemi. To że Nico i Henry byli nie wzruszeni podróżą było normalne, ale żeby Alaska znosiła ją lepiej niż on było niesprawiedliwe. Tłumaczył to tym, że jego ojciec nie miał najlepszych relacji ze swoimi braćmi, a Afrodyta je miała, zresztą tak jak z pozostałą męską częścią Olimpu. Sam już nie wiedział co jest gorsze.
Chłopak podniósł się, otrzepując spodnie z pyłu, jak widać w Hadesie również się kurzy.
- Gdzie teraz?- Percy rzucił do syna Hades.
- Ty się mnie pytasz?- No tak, chłopakowi szybko przypomniało się że tym razem to on jest głową tej operacji.- Ty nas tu sprowadziłeś.
- No tak.- Syn Posejdona, podrapał się pogłowie.
- Hej, ale wiesz w ogóle po co tu jesteśmy?- Henry wolał się upewnić sensu odwiedzin swojego dziadka.
Tak, szukamy najświeższych dusz.- Percy wiedział że jako przywódca musi być mówić poważne. Tak i było, tyle że zdania przez niego wypowiedziane takie nie było. Pozostała trójka spojrzała po sobie zastanawiając się czy ktoś zrozumiał o co mu chodziło, próbowali wyłapać jakąś aluzje.
- Czekaj, ale po co?- Po krótkiej ciszy, odpowiedz Percy'ego zaczęła bawić Alaskę.
- On ściąga nas do krainy umarłych, do której żywi raczej nie wchodzą, bo z niej nie wychodzą, bo to kraina umarłych, a ty się pytasz po co?-Henry'ego ta sytuacja aż tak nie bawiła, w sumie to w ogóle ta sytuacja mu się nie podobała.
- Wiem że brzmi to.......
- Absurdalnie.- Nico dokończył zdanie za syna Posejdona. Tak, brzmi właśnie tak. Ale to nic.- Chłopak wyglądał na najmniej spiętego z całego grona, ale w to nie trudno uwierzyć, w końcu był w domu. Położył dłoń na ramieniu swojego bratanka, kierując się do niego.- Oni znajdą to czego szuka Percy, a my odwiedzimy naszego staruszka. Znaczy się mojego staruszka.... twojego dziadka.- Chłopak poplątał się w tym co chciał przekazać Henry'emy.- Chyba mam prawo go odwiedzić, no nie?
- Jak mogę znaleźć świeże dusze herosów?-
- Cóż papierologia dotarła nawet do Hadesu, więc nie trwa to tak krótko jak kiedyś. Dusze z ostatnich dni znajdują się w lochach zamku mego ojca, tak również odbywa się ich ostatni proces. Inną drogą nie znajdziesz nowych dusz. Nie ma takiego sposobu by do nich dotrzeć, w Hadesie znajdują się dusze od zarania dziejów ludzkości. Jest ich tak dużo że nawet mój ojciec nie chce ich więcej, nawet jeśli posłużyły by mu do wojny. Syn boga mórz pokiwał na zrozumienie głową. Liczył na to że znajdzie kogoś kto da mu jakieś informacje.
Odwrócił się w stronę wielkiego czarnego zamku, niepokój był w nim coraz większy, pałac Hadesa był naprawdę blisko.
Poczuł dłoń na swoim ramieniu. Spoglądając przez ramie napotkał wzrok Nica, pytał się czy jest gotów. Rzucił ostatnie spojrzenie w kierunku wielkiego zamku i dał znać że jest gotów. Syn Hadesa był w domu więc swobodnie poruszał się tu za pomocą cieni, w chwile znaleźli się przed bramą prowadzącą do samego Hadesa.
- Percy!- Nico zawołał za chłopakiem.- Co mam powiedzieć Hadesowi?
- Przecież mówiłeś że nie ma problemu.- Rzucił zadziornie.- improwizuj!
Percy stwierdził że łatwiej jest wejść i przejść cały Hades niż poruszać się po jego zamku. Chłopak powoli zaczął czuć się tu jak w labiryncie Dedala. Masa tak samo wyglądających korytarzy i do tego straż. Największym problemem jednak jest brak przy nim Annabeth, a zamiast niej Alaska.
- Mógł nam dać lepszą wskazówkę niż tylko powiedzieć lochy- Percy mruczał pod nosem. Gdy tylko się odezwał dziewczyna zaczęła śmiesznie machać rękoma po czym złapała go za ramie.
- Cicho, słyszysz?- Chłopak był lekko zdezorientowany dziwacznymi znakami Alaski, lecz po chwili doszły do niego odgłosy szurania.- Kryj się!- Dziewczyna szybko odskoczyła od niego i równie szybko stanęła zakłopotana co z sobą zrobić. Percy nie wiedział co chciała zrobić choć domyślał się że liczyła na to że schowa się za coś co jest pod ścianą, tyle że to były lite mury. Momentami jak te chłopak naprawdę chłopak zastanawiał się po co dla Nica córka Afrodyty.
- Chodź- Złapał ją za rękę, ciągnąc w stronę z której przyszli. Schowali się za pierwszym rogiem który znaleźli. Odgłos ciągniętych stóp za sobą był coraz głośniejszy i szybszy. Percy wiedział że to oznacza tyle że zostali wykryci. Alaska wciąż ściskała jego dłoń więc płynnym ruchem oswobodził swoją rękę z uścisku. Wiedział że się bała ale to przypominało mu o tym że w obozie w ciąż ma dziewczynę.... chyba.
- Słuchaj, ty tu zaczekasz a ja się zajmę nimi tak byś my nie mieli większych kłopotów, okej?- Alaska potrząsnęła głową na tak.
Percy wytężył zmysły wsłuchując się w odgłos ciągniętych nóg, przestając zwracać uwagę na dziewczynę. Ściskał długopis czekając na moment gdy strażnicy Hadesa będą tuż przy rogu, tak by mógł ściąć ich jednym ruchem.
Stawiając krok, gdy w jego dłoni pojawił się Orkan, ciął nim w potwory będące przed nim. Dwie ścięte głowy nie zdążyły nawet spaść na ziemie nim rozpadły się w pył. Pewność siebie chłopaka podskoczyła do granic. Z szelmowskim uśmiechem odwrócił się w stronę gdzie stała Alaska, w tym samym czasie uśmiech spełzł z jego twarzy. To jasne że nie mogło pójść tak łatwo. W miejscu w którym stała dziewczyna nie było nikogo.


- Alaska?- Spytał w próżno, nie licząc na odpowiedź której nie usłyszał.

sobota, 4 kwietnia 2015

Rozdział 17

Rozdział z dedykiem dla Radosnej, gdyby nie ona i jej cudny blog o Silenie, pewnie nie napisałabym tego rozdziału. Miałam okropny brak weny i w ogóle wstręt do wszystkich blogów, nie mając chęci czytania czegokolwiek o herosach znów zakochałam się w jej blogu XD Wena wróciła i miłość do półbogów( choć nie obiecuje regularnych postów) wracam do pisania z małą zmianą ^^
Z że są święta to trzeba złożyć życzenia.
A więc, w tym jakże radosnym okresie(przynajmniej tak mi się wydaje) życzę wam, więcej szczęścia( XD) smacznego śniadanka w rodzinnej atmosferze, kolorowych jajek, rozczochranych owieczek i rozkicanych zajączków, no i mokrego, a nie śnieżnego poniedziałku. SoŁ Wesołych Świąt Kochani ^.~
Ps. Przepraszam za błędy w rozdziale, nie wiem jak się piszę sproskiwaczkę, XD i w sumie rozkicanych XD      


Rozdział 17
Piper
- Z jednego końca na drugi koniec San Francisco, nie wiem czy to miało sens.- Leo pokręcił głową z dezaprobatą. Piper ta sytuacja również się nie podobał, chciała jak najszybciej znaleźć się w obozie z jak najmniejszą liczbą postoi. Niestety to był ten dzień w którym wszystko układało się nie tak jak powinno, a oczywiste uwagi Leona nie pomagały córce Afrodyty. Nie mogła nic poradzić na to że spóźnili się na pociąg bo dwie córki Selen zagubiły się na dworcu, ani na to że jest ich zbyt wielu na jakikolwiek inny środek transportu. Mogli wrócić się do obozu, ale Piper postanowiła jednak że zatrzymają się w motelu który będzie najbliżej dworca.
- Oj daj już spokój.- Córka Afrodyty podał mu kartę do jego pokoju, który dzielił z synami Heliosa i Nemezis. Choć Piper, wybranie jak najmniejszej liczby pokoi usprawiedliwiała tym że trzymanie się w grupie będzie bezpieczniejsze, to i tak nie mogła wmówić tego sobie. Skarciła się za to że powoli zaczyna traktować część obozowiczów jak wrogów zamiast za poszkodowanych. Coraz bardziej zaczynała podejrzewać że dzieciaki od Selen, Heliosa i Nemezis są zdrajcami, ale jak w to nie uwierzyć gdy jak tylko mieli opuszczać San Francisco któremuś z nich coś się przytrafiało. Po akcji na lotnisku- nie wspominając zaginięcia na dworcu- naprawdę w nich zwątpiła. Nie trzeba być dzieckiem Ateny by wiedzieć że wysadzenie kibli na lotnisku źle się skończy, gdyby nie Kalipso..... Piper wolała nie wiedzieć jakie mieli by problemy bez córki Atlasa.
W stronę recepcji, przy której Piper stała wraz z Leonem zaczęła zbliżać się Clariss. Dziewczyna zostawiając resztę herosów w holu z Chrisem i Kalipso, zbliżała się w ich stronę z wyraźnym grymasem na twarzy. Choć Piper uważała córkę Aresa za swoją przyjaciółkę- nie tylko z powodu relacji ich rodziców, ale również dlatego że odkąd Clariss ćwiczyła z nią szermierkę, w zastępstwie za Hazel, dziewczyny zaczęły się dogadywać- to i tak widząc u niej taką minę zaczynała się jej obawiać.
- Valdez! Powiedz mi co Kalipso robiła sama w lesie w noc, przed wyjazdem.- Clariss przeszła do konkretu gdy tylko znalazła się w odległości, tak bliskiej by móc mówić z ciszonym głosem. Piper za to nim zaczęła zastanawiać się o co chodzi jej przyjaciółce, odetchnęła z ulgą że Clariss nie chodziło o nią.- Chris mi powie...
- Lepszym pytaniem jest, co Chris tam robił.- Chłopak odparł, niewzruszony córką Aresa i jej zarzutami.
- Zapytałam cię pierwsza.- Clariss zajęło chwilkę by dotarło do niej że nie zna odpowiedzi na pytanie zadane przez Valdeza. Zmarszczyła brwi odwracając się w kierunku z którego przyszła i gdzie stał Chris, ruszając w jego stronę.- Chris!- Krzyknęła a chłopak momentalnie odwracając się w jej kierunku.
- No to wkopałem chłopaka.- Leo zacierał ręce uśmiechając się przy tym.
- A tak w ogóle to o co chodzi?- Piper ciągnęła temat rozpoczęty przez córkę Aresa.
- Nic wielkiego królowo piękności, Kalipso pomagała mi rozstawić czujniki, mówiłem ci już przecież o tym w Obozie Herosów, chyba nie muszę się powtarzać.- Spojrzał na nią, zastanawiając się czy dziewczyna go wtedy słuchała. W tym samym momencie doszła do nich Kalipso, o której był mowa.
- Tak, tak, już pamiętam.- Piper nie pamiętała, ale nie zbyt ją to teraz interesowało i tym bardziej nie chciała słuchać wywodów syna Hefajstosa, o tym że nikt go nie słucha. Wywróciła oczami, chcąc już zmienić temat, gdy nagle ją coś olśniło.- Czekaj, jakie czujniki!?
- Mówiłam że podglądanie lasu, to zły pomysł.- Kalipso włączyła się energicznie do rozmowy gdy wyłapała o czym mowa.
- Pełna inwigilacja!- Córka Afrodyty zaprotestowała, zaczęła się zastanawiać od kiedy i co dokładnie może widzieć, lub co gorsza słyszeć Leo.
- Już nawet gadać zaczynacie tak samo...
- Każdy powiedział by tak samo, kochanie.- Kalipso weszła mu w słowo, poklepując go przy tym po policzku.
- Jakoś jak cię poprosiłem o pomoc to tak nie protestowałaś.- Leo zaczął się sprzeczać ze swoją dziewczyną, na co córka Afrodyty nie bardzo zwracała uwagę. Dziewczyna sięgnęła pamięcią w tył, przypominając sobie parę sytuacji, głupich sytuacji, i parę rozmów, bardzo głupich rozmów, o których lepiej by nie wiedział nikt inny. Piper poczuła że palą ją policzki, musiała być już czerwona jak burak.
- Leo, od kiedy ty obserwujesz las?- Córka Afrodyty dopytywała gorączkowo.
- No w sumie to nawet jeszcze tego nie zdążyłem tego przetestować, bo od razu po zamontowaniu czujników wyruszyliśmy tutaj.- Chłopak podrapał się po głowie.- A co?
- Nie ważne.- Ta wiadomość wystarczała Piper, to był sygnał że od teraz musi bardziej uważać, nawet jeśli syn Hefajstosa jest dla niej jak chochlikowaty brat, nie musi wiedzieć wszystkiego. Leo mógłby jej to potem wypominać, nawet w żartach córka Afrodyty nie chciała tego wysłuchać, w zupełności wystarczające były drwiny Drew na jej temat. Ostatnia myśl dziewczyny skierowała ją ku Obozowi Herosów i jej rodzeństwa, w kompletnym letargu zwróciła się do syna Hefajstosa który rozmawiał o czymś po cichu ze swoją dziewczyną.- Leo trzeba ich odesłać do pokoi, jest już późno.
- Tak jest królowo piękności.- Chłopak zasalutował uśmiechając się przy tym i tak jak poprosiła go jego przyjaciółka zaczął zmierzać w kierunku grupy dzieciaków by rozgonić ich do pokoi.
- Ty nie idziesz?- Kalipso spytała ją widząc że dziewczyna nawet nie drgnęła.- Jak coś to ja będę miała ich na oku.- Córka Atlasa mrugnęła do niej proponując jej zastępstwo.
- Nie trzeba, zamyśliłam się tylko.- Piper posłał jej uśmiech w stylu '' wszystko jest okej'' i ruszyły razem do swoich pokoi.
Dziewczyny szły nie odzywając się do siebie, była to rzadkość bo spędzały ze sobą sporą część wolnego czasu, a do tego Piper jest dość wygadaną osobą. Tym razem głowę córki Afrodyty zaprzątały sprawy które już od dłuższego czasu wierciły jej dziurę w brzuchu. Docierało do niej że już nie jest tak mądra, gdy musi poradzić samej sobie. Jako że jest grupową dziesiątki, dzieciaki z obozu przychodziły do niej po poradę w sprawie ich związków. Piper najpierw czuła się głupio w takiej sytuacji, żartowała że powinna razem z rodzeństwem zawiesić nad drzwiami szyld który głosił by: Agencja matrymonialna Kupidyn, i rozkręcić biznes, choć to sprzymierzyłoby z jej domkiem cały obozu. To był by naprawdę opłacalny interes, ale wątpiła że spodobało by się to Chejronowi. Skrzywiła się na myśl o centaurze, przypominając sobie że on odszedł, tak czy inaczej to było by zbyt wielkie zgorszenie, a obiecała matce że coś zmieni wśród jej rodzeństwa.- Pomyślała, orientując się przy tym weszła już do swojego pokoju a nie wie nawet czy pożegnała się ze swoją przyjaciółką, ale uznała że ją zrozumie.
Dziewczyna rozejrzała się po pokoju, który zajmowała z córkami Selen, dzieciakami Aresa i dwoma synami Apolla, których wzięli ze sobą tak na wypadek gdyby komuś się coś stało. Gdy Piper stwierdziła że wszyscy już są skierowała się na wolne łóżko pod oknem. Opadła na nie plecami, tak by głowa zwisała jej poza nie, i mogła widzieć przez szybę rozgwieżdżone niebo. Wpatrywanie się w bezkres wszechświata pozwalało jej przestać myśleć o problemach, zdawało jej się że wszystkie uciekają w chłodną próżnie, gdzie zamarzają. Słysząc zatrzymujące się obok niej kroki, wiedziała że jej zmartwienia rozmarzają właśnie w tej chwili.
- Co jest?- Stojąca nad nią dziewczyna, zadała pytanie siadając obok niej.- Chcesz może pogadać? No wiesz może nie doradzę ale mogę od biedy cię posłuchać.- Dziewczyna przewróciła teatralnie oczami, posyłając jej po tym pocieszający uśmiech.
- Nie..- Piper od chrząknęła, by pozbyć się chrypy.- Clariss, dziękuję ale wszystko jest w porządku.
- Coś mi tu śmierdzi, i to porządnie wali, bo jeśli tak jest, to czemu tak się zerwałaś by wracać do obozu, co?- Córka Aresa patrzyła na nią wyczekująco, a Piper wiedziała już że dziewczyna rozmawiała z Kalipso, i bez względu na to jaką odpowiedź usłyszy i tak podsumuje to tak samo. Wiedząc to nie wysilała się zbytnio i chciała odpowiedzieć jej w najprostszy sposób.
- Po prostu chciałam już stamtąd wyjechać, i wrócić do Obozu Herosów.
- A nie uciec- Clariss zasugerowała jej, unosząc przy tym jedną brew. Piper musiała być już bardzo zmęczona tym dniem, bo zaczęła się zastanawiać czy też potrafi poruszać tylko jedną brwią. Gdy córka Aresa nie otrzymała odpowiedzi przez dłuższą chwilę a zamiast tego dostrzegła że jej przyjaciółka zaczęła bawić się swoimi brwiami, pstryknęła jej przed oczami.- Hej Piper, ogarnij się.
- Oj no tak, tak.- Dziewczyna odparła, uciekając wzrokiem na najbliższą pryczę i szukając tematy zamiennego.- A jak tak Rosy?
- Nie zmieniaj tematu. Nie sądzisz że jesteś za surowa.- Clariss przeszła do płęty ich rozmowy.
- Nie wiem, może i tak.- Piper przekręciła się tak by schować twarz w materacu, po chwili jednak usiadła w stronę Clariss.- Ale, czuję się zdradzona.
Piper nic więcej nie powiedziała, nie chciała mówić jej nawet tego, a Clariss milczała bo rozumiała dlaczego się tak czuła. Poza tym córka Aresa wiedział że i tak nie będzie wstanie udzielić sensownej porady. Gdy dziewczyna chciała już zmienić temat, usłyszała że ktoś- i z pewnością było to więcej niż jedna czy trzy osoby- przebiegł przed drzwiami do ich pokoju. Dziewczyny spojrzały po sobie, wymieniając zaniepokojone spojrzenia, ten odgłos nie brzmiał jak zabawa któryś z obozowiczów.
- Nie wychodź cie.- Rozkazała Clariss, widząc że większość półbogów też to zaniepokoiło.
Piper otworzyła drzwi do pokoju, o mało co nie nokautując przy tym Leona. Dziewczynie w tej chwili przyszła do głowy myśl że te drzwi źle się otwierają.
Na końcu korytarza widziała grupę herosów, którą gonił Chris, Clariss widząc to od razu za nim ruszyła.
- Leo co się dzieje.- Piper spytała syna Hefajstosa, którego przed chwilą zatrzymała.
- Jak to co? Zwiewają- Odpowiedział zaczynając biec w stronę w którą udała się córka Aresa.
Dziewczyna chciał zrobić to samo, ale powstrzymała się słysząc kroki za sobą. Odwróciła się a zza rogu wybiegła dziewczyna którą Piper spotkała już wcześniej w lesie w obozie, gdy razem zresztą obserwowali domki zaginionych herosów. Czarno włosa zatrzymała się wpatrując się w nią, Piper też stała będąc oszołomiona jej widokiem. Nie trwało to jednak zbyt długo, dziewczyna zawróciła się, zaczynając uciekać w stronę z której przyszła. Piper nie wahając się zaczęła ją gonić, wiedział że to wszystko jest jej sprawką i zastanawiając się dlaczego właśnie ona wciąż ją spotyka, znalezienie wtedy w lesie rannej Alaski też nie było przypadkowe. Córka Afrodyty dość dobrze biegała, dzięki czemu znajdowała się coraz bliżej intruza. Dziewczyna widząc to, wywróciła szarpnięciem ręki półkę na ręczniki tak by Piper się o nie potknęła, ale ona przebiegła przez nią odbijają się od niej dzięki czemu była jeszcze bliżej dziewczyny.
- Nie dam się tak łatwo.- Rzuciła przez ramie, ciągnąc za klamkę mijanych drzwi, gdy córka Afrodyty miała ją już na wyciągnięciu ręki. Piper w tym momencie była tym tak zaszokowana, że w biegła w drzwi otworzone przed chwilą przez ciemnowłosą dziewczynę.
Córka Afrodyty upadła na ziemie, mrugając i otwierając coraz szerzej oczy by odpędzić z przednich czarne plamy plamy. Po chwili podnosząc się lekko na łokciach, obok których skapywała krew z jej nosa, obkręciła się tak by widzieć dziewczynę. Dobiegając do końca korytarza nie skręciła ale wyskoczyła przez okno rozbijając je sobą. Piper mogła założyć się o to że dziewczynie nic się nie stało po tym skoku- choć znajdowali się na drugim piętrze- i tak jeszcze ją zobaczy. Teraz wiedziała też że skądś ją znała, jej głos był tak znajomy, choć córka Afrodyty nie mogła go z nikim połączyć.
- Nic się tutaj nie dzieję, proszę wracać do pokoju.- Leo uspokajał dwójkę oszołomionych, pół nagich gapiów, którym ciemno włosa otworzyła drzwi do pokoju. Chłopak podszedł do niej pomagając jej wstać, wyciągając jej od razu chusteczkę do nosa ze swojego pasa.- Nic ci nie jest? No... oprócz nosa.- Spytał, na co Piper pokręciła tylko głową.
Leo zabrał ję do jednego z pokoi, gdzie była już Clariss, Chris, Matt który oglądał jej nos jako że jest synem Apolla, i Leo.
- Wszyscy od Selen, Heliosa i Nemezis zwiali, zostało nam tylko rodzeństwo Clariss.- Mówił Chris.- Są na razie w holu gdzie Kalipso stara się omotać te zajście mgłą.
- Ehhh trudno....
- Czekaj, nic nie mów.- Matt przerwał Piper, zbliżając powili dłoń do jej nosa, by potem szybkim ruchem dwóch palców spowodować że coś w nim strzeliło, powodując przy tym że z oczu zaczęły płynąć jej łzy. Dziewczyna syknęła tylko z bólu.- Sorry memory, ambrozja nie nastawia nosów.
- A mówiłem ci królowo piękności byś nie trzaskała tak drzwiami.- Loe żartowała z sytuacji.- Ty im łamiesz zawiasy a one ci nos.
- Leo przestań.- Dziewczynie jakoś nie było do śmiechu.- Daj mi lepiej drachmę.
Chłopak sięgną do swojego pasa wyciągając z niego monetę i podając ją Piper. Clariss sięgnęła po spryskiwaczkę z parapety, nim córka Afrodyty Afrodyty zdążyła ją o to poprosić.
- Zamierzasz zadzwonić do Annabeth?- Spytała
- Irys boginie tęczy...- Dziewczyna nie odpowiadając na pytanie zaczęła wygłaszać formułkę.-... połącz mnie z Thalią Grace.- Po chwili ukazał się obraz łowczyni.- Thalia, musisz mi pomóc odszukać paru herosów.
- Piper? Jakich herosów? I co ci się stało?- Spytała widząc córkę Afrodyty.
- Nie ważne, Thalia posłuchaj, musisz razem z łowczyniami dogonić herosów którzy uciekli, jestem w San Francisco, a wiem że ty też jesteś w pobliży.- Piper starała się jak najszybciej przekazać wiadomość, nie miała pewności ile jest wody w spryskiwaczce i na jak długo rozmowę jej to pozwoli.
- Uciekli? Ci od Helem... wróć, ci od Heliosa i Selen?
- Tak.
- Annabeth wspominała mi o tym.- Thalia zamyśliła się na chwilę.- Powinno nam się udać, trzymaj się i do zobaczenia w obozie.
Córka Zeusa kończąc to zdanie zakończyła połączenie.



niedziela, 15 marca 2015

Rozdział 16

Rozdział 16
Percy
Córka Ateny zdjęła moje ręce ze swoich ramion. Kłóciliśmy się, aż nie zobaczyłem czegoś za jej plecami.
-Annabeth...-Powiedziałem cicho. Zniżając głos, chciałem żeby się uspokoiła, ale to nie pomogło. Powtórzyłem głośniej, by zwróciła na mnie uwagę.- Annabeth, cich......
- Nie ma mowy, nie będę cicho!- Jak nazłość musiała być jeszcze głośniej, więc zasłoniłem jej usta dłonią. Nie spodobało się jej to i nadal coś bełkotała. Uspokoiła się dopiero gdy zobaczyła że patrzę na coś co jest za nią. Powoli przekręciła głową nie zdejmując mojej dłoni ze swoich ust. Było zbyt ciemno, bym mógł wiedzieć co to, ale na pewno nie pogardzi kolacją z herosa.
- Annabeth, na mój znak- Dziewczyna ściągnęła moją dłoń, patrząc na mnie groźnie.
- Chyba śnisz, na trzy uciekamy.
- Dlaczego mamy uciekać.....
- Trzy.- Krzyknęła, łapiąc mnie za przed remie i ciągnąc w stronę obozu, gdzie byli legioniści którzy mieli obecnie wartę.
Gdy nas zobaczyli, po chwili z pięciu zrobiło się dwudziestu legionistów, którzy szybko zajęli się zbłąkanym cyklopem- jak się okazało. Tą akcją obudziliśmy połowę obozu, przez co nawet zacząłem mu współczuć. Nie wiem jakbym się czuł, gdyby moja potencjalna kolacja, zaczęła gonić mnie całą chmarą herosów w piżamach i bronią która była pod ręką.
Spojrzałem na Annabeth, wyprostowała się próbując uspokoić oddech.
- Mówiłem że tu może być niebezpiecznie.- Uśmiechnąłem się. Nie wiem czy to mądre mówić córce Ateny coś w stylu ''a niemówieniem''. W odpowiedzi zazgrzytała tylko zębami, ignorując mnie odwracając się w stronę legionistów.- To co, nie jesteś na mnie zła?- Starałem się zrobić jak najsłodszą minę. Gdy przewróciła głowę w moją stronę, wiedziałem jednak że nie będzie tak łatwo tym razem.
- Dupek.- Rzuciła w moją stronę, odchodząc do baraków w którym urzędowaliśmy.
- Ehhh, czyli mam podwójnie przerąbane.- Powiedziałem do siebie, patrząc za nią.
Rozejrzałem się w około gdy dziewczyna zniknęła za najbliższym rogiem. Mimo że było już po północy, przez hałas który zrobiliśmy, było tu tłoczno od obozowiczów jak za dnia. Miałem zamiar z tego skorzystać, szczególnie gdy w tłumie wyparzyłem syna Hadesa.
- Nico!- Krzyknąłem do chłopaka, podchodząc od razu do niego.
- Co żeś znowu zrobił, bystrzaku?- Chłopak uśmiechną się do mnie, jak zwykle przerażająco. Odkąd zaczął więcej czasu spędzać w obozie, wyostrzył mu się żarcik. Co w jego przypadku było nawet znacznym postępem, ale.... było trzeba domyślać się kiedy jest to tylko niewinny żarcik, a kiedy nie.
Obejrzałem się za siebie, zwracając uwagę na wywołane zamieszanie po czym machnąłem ręką.
- Mam inna sprawę. Musisz mi pomóc dostać się do Hadesu.- Rozejrzałem się czy jesteśmy odpowiednio daleko od tego całego zbiorowiska. Gdy już byłem pewny że nikt nas nie usłyszy, zacząłem mu opowiadać w czym musi mi pomóc. Powiedziałem mu wszystko, ufając że będzie trzymać język za zębami.
- Yhmmm.- Zamyślił się gdy już skończyłem. Stał tak jeszcze przez chwilę, ale potem klasną w dłonie, rozcierając je następnie.- Jasne, ale jeśli mam ci pomóc to idziemy w czterech.
- Czekaj jak to w czterech?- Zdziwiłem się, nie mogąc naliczyć tych czterech osób. Wątpię że Will miał ochotę na obiad u rodziców swojego chłopaka, zważywszy na to że ojciec to Hades.
- No bo, wiesz.- Odchrząkną.- Musimy zabrać ze sobą jeszcze dwie osoby. Mianowicie to Henry'ego i Alaske.
- Co?- Spytałem dziwiąc się, skąd od wziął akurat córka Afrodyty. Tym bardziej że rodzeństwo Piper zostało w naszym obozie, przynajmniej tak mi się wydawało.- Dobra, Henry, rozumiem, ale dlaczego Alaska? Co ona w ogóle tu robi?
- No, oj nie ważne. Zaufaj mi, idzie i tyle.-Uśmiechną się i poklepała mnie po ramieniu.
- Naprawdę chcesz ją zabrać?- Pokiwał twierdząco głową.- Dobra jak chcesz, ty będziesz mieć ją na sumieniu, i ma nie jęczeć.
- Jasna sprawa. Czyli w drodze powrotnej się zmywamy, tak?
- Tak. Dzięki Nico- Poczochrałem mu włosy.
Syn Hadesa odwrócił się, odchodząc do Willa, który czekał na niego nieopodal. Rozejrzałem się, znów panowała cisza bo herosi zdążyli już wrócić do swoich baraków. Zastanawiałem się przez chwilę co z sobą zrobić, nie chciałem wracać do siebie żeby całą noc przewracać się z jednej strony na drugą. Bezpieczne wyjście gdziekolwiek też odpadało, najdalej mogłem pójść jedynie do stróżówki. Dwóch legionistów zapewne było na obchodzie więc trzech musiało grzać tam dupska. Wszedłem tam, widząc to co zakładałem.
- Panowie bo doniosę na was, a ja na waszym miejscu bałabym się Reyny.- Powiedziałem, dosiadając się do stołu przy którym grali w karty.
- Odwal się.- Borys uśmiechną się pod nosem nie odrywając wzroku od swoich kart.- Grasz czy nie?
- Gram, gram.- Potwierdziłem. Zajrzałem w jego karty, widząc że trzyma dwójkę i dziewiątkę, uśmiechnąłem się bo widziałem że Tom z którym gra chciał już spasować. Borys znów by wygrał, a po tym jak mnie ograł nie mogę na to pozwolić.- Tom, on blefuje.
- Blać.- Rzucił karty.- I tak już mi wisisz pięć dolców i dwa ciastka.- Pogroził palcu chłopakowi siedzącemu naprzeciwko, po czym obrócił się w moją stronę.- A ciebie, to za to ogram do gołego.

Nie do końca wiem czy to tylko taka metafora, z Rosjanami nigdy nic nie wiadomo.

piątek, 6 marca 2015

One Shot

One shot który miał być rozdziałem ale o nim zapomniałam, tak wiem głupio wyszło a łączy się to z główną fabułą i lepiej jakby się pojawiło XD Wiec tak sobie pomyślałam że napisze takie  (powiedzmy że) Caleo i będzie okej. Tak na marginesie, rozdział mam już w połowie napisany. 
--------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
One Shot
  Dziewczyna o złotych włosach, które co chwile odgarniała z czoła, pochylała się nad wielkim biurkiem. Przewracała plany, sterty kabli i spiżowe elementy, od czegoś co rozkręcił wcześniej Leo. Miotała się gorączkowo, coraz wracając do tego samego miejsca, przerzucając wszystko z jednego miejsca na drugie.
Wyjście do bunkra dziewiątego zaczęło się otwierać, trzeszcząc przy tym okrutnie. Dziewczyna wiedząc kto wszedł, zaczęła przywracać wszystko do pierwostanu,
- Witaj słońce, boski Leo na horyzoncie.- Chłopak szedł z zadziornym uśmiechem na twarzy.
- Wręcz ślepnę, od blasku.- Westchnęła, teatralnie przewracając oczami.- Cześć, miałeś coś zrobić z tym wyjście.- Córka Atlasa odeszła od biurka, całując chłopaka na powitanie.
- Wiem, ale zapomniałem.- Leo podrapał się po głowie.- Co ty tam robiłaś.
- Nic, znaczy się, no patrzyłam..- Kalipso szukała w głowie logicznej odpowiedzi.
- Zresztą nie ważne.- Dziewczyna odetchnęła z ulgą, że nie będzie musiała mówić mu że znów zgubiła gadżet, który od niego dostała.- Zapewne nie tego szukasz, ale zostawiłaś to u mnie.- Chłopak uśmiechną się wiedząc że trzyma, coś w rodzaju smartphona który Kalipso ciągle gubi. Był pewny że właśnie to zgubiła, ale nie chciał teraz jej tego wypominać. Dziewczyna zarumieniła się, czując się głupio że Leo znów zwracał jej swój prezent.- Mam dla nas plany.
- Ooo, jak słodko.- Kalipso objęła go w pasie, uśmiechając.- Ale coś czuje że nie mówisz o żadnej kolacji, czy czymś takim.
- Aż tak słabo mnie cenisz?- Leo zrobił obrażoną minę.
- A mylę się?
- Noooo, w sumie to nie.- Chłopak był zmieszany.- Chcę obstawić las w czujkach, tak by mieć jego trójwymiarowy obraz. Osoby które zaginęły nie mogły tak po prostu zniknąć, więc jak następnym razem ktoś nie postrzeżenie będzie chciał wyjść, będę widzieć czerwoną kropnę, jak na radarze.
- Wiesz jak to się nazywa.- Kalipso miała poważną minę.
- Trójwymiarowa siatk.....
- Infiltracja, kochanie.- Dziewczyna przerwała mu w pół zdania.
- Przesadzasz, ciężkie czasy wymagają ciężkich wyborów.- Leo usprawiedliwiał się, na co dziewczyna wzruszyła tylko ramionami.- Musisz mi pomóc bo las jest w miarę obszerny, a.....- Chłopak zawahał się, Kalipso widząc to posłała mu pytające spojrzenie.- Ostatnio spotkałem ojca, i teraz mam lekki mętlik.
- Dobra, to daj mi pięć minut, skoczę tylko po bluzę i jestem.
- Nie musisz się śpieszyć bo i tak muszę spakować sprzęt.- Leo za wołał za nią.
- No to ci pomogę.- Dziewczyna zatrzymała się na schodach, uśmiechając się do niego słodko. Kalipso odwróciła się, wspinając się po schodach, Leo patrzył za nią aż nie zniknęła z drzwiami. Syn Hefajstosa podszedł do jednej ze swojej żeliwnej szafki, wyciągając z niej dwa workowate plecaki. Zaczął wpakowywać w nie nieskończoną ilość sprzętów, a plecak nie przybrał na wadze ani się nie powiększył. Leo pakował się przez dłuższą chwilę. Gdy skończył spojrzał za zegarek uśmiechając się pod nosem, bo z pięciu minut o których mówiła dziewczyna zrobiło się prawie pół godziny. Odszedł od szafki rzucając plecaki na biurko, opierając się o nie. Odczepił od paska na nadgarstku, coś co wyglądało jak tarcza zegarka elektronicznego, a urządzenie urosło w jego dłoni do rozmiaru tabletu. Przeglądał coś, dopóki nie usłyszał otwierania drzwi. Spojrzał w stronę Kalipso, która zbiegała po schodach.
- Ładne mi pięć minut.- Dziewczyna przewróciła oczami na uwagę Leona.
- Nie widziałam cię na kolacji, więc pomyślałam że zrobię ci kanapki.
- Oooo, jakie to słodkie.- Powiedział, biorąc od niej zapakowane kanapki.- Ale wiesz że mogłem wyciągnąć coś z pasa?
- Ciekawo czy mógłbyś wyciągną z niego nową dziewczynę?- Mruknęła pod nosem, sięgając po jeden z plecaków. Leo chciał już się usprawiedliwiać, ale Kalipso mu na to nie pozwoliła.- Jesteś pewien że chcesz kontynuować temat, kochanie? No właśnie, więc możemy już iść?- Syn Hefajstosa pokiwał głową, sięgając po swój plecak. Ruszyli w stronę wyjścia.- Proszę, powiedz że to nic poważnego.
- Chciałbym, ale.... to zresztą skomplikowana sprawa.- Słysząc te słowa, dziewczyna westchnęła, nie lubiąc łączyć ''to skomplikowane'' z bogami. Z nimi wszystko jest skompilowane, ale jeśli mieszają w to herosów, to na pewno nie będzie ciekawie. Kolipso wiedziała że między innymi taką sprawę miał z nimi Parys, i to nie jest pocieszające, bo Troja została zniszczona.
Drzwi bunkra dziewiątego się rozsunęły, para wyszła kierując się od razu w głąb lasu.
***********
Blask księżyca nie mógł przedrzeć się przez koronę drzew, przez co w lesie było jeszcze ciemniej. Biorąc pod uwagę że mogą się tu czaić potwory, przygotowane dla obozowiczów do treningu, mrok sprawiał że te miejsce było bardziej przerażające niż zawsze. Wspomnienie wrednych najad, spowodowało że Leo nie czół się tu pewnie, rozglądał się, ale nie mogąc niczego dostrzec przywołał płomień na swojej dłoni. Kalipso raczej nie przeszkadzało te miejsce, pogrążona w rozmyśleniach nad tym co powiedział jej syn Hefajstosa, szła przed siebie marszcząc brwi i obgryzając paznokieć na kciuku.
- Sądzisz że to dobry pomysł.- Przezwała ciszę, zwracając uwagę chłopaka na sobie.
- Nie wiem, ale mój ojciec wie na pewno więcej niż ja.
- No tak, ale.....- Dziewczyna zawahała się, nie chcąc urazić Leona, w końcu jaki by nie był Hefajstos jest jego ojcem.- Leo, wiesz że lubię twojego ojca ale nie wiem czy to na pewno dobry pomysł słuchać rad dotyczących przyjaciół, boga który od tysiąc lecia siedzi sam w swojej kuźni izolując się od innych. Wiesz to jednak mało przyjacielskie.- Dochodząc do miejsca w którym mieli się rozdzielić, zatrzymali się.- Wiesz, swoją drogą, to pomyśl o Annabeth i o sytuacji w jakiej ją postawisz, to że się wścieknie jest pewne. Może to potraktować jakbyś ją oszukał, i sumie to nie będzie dalekie od prawdy.- Chłopak unikał wzroku Kalipso, wiedząc że ma racje.- Musisz to sam przemyśleć.- Pocałowała Leona w policzek po czym zaczęła oddalać się w wyznaczoną wcześniej stronę. Nie miał jej za złe tego że w gruncie rzeczy nie powiedziała niczego czego sam by nie wiedział. W wystarczająco trudnej sytuacji już ją postawił, cokolwiek zadecyduje, Kalipso nie będzie mogła powiedzieć o dzisiejszej rozmowie.
Obydwoje rozeszli się w swoje strony, zabierając się za rozkładanie i włączaniu czujek. Kalipso po dwudziestu minutach zaczęła robić to bardziej machinalnie, nie zginając się nawet. Wyjmowała urządzenie z plecaka, rzucała na ziemie i stopą przysypywała liściami czujkę. Dziewczyna pałętała się tak przez jakieś dwie godziny, słysząc tylko sowy i wiatr poruszający drzewami, aż coś nie przeszło za jej plecami. Odwróciła się, rzucając zaklęcie które rozwidniało wszystko wokół niej. Teraz była pewna że nic jej się nie przesłyszało, zobaczyła tylko zarys czarnej postaci która momentalnie zniknęła, ale była pewna na sto procent że ktoś ją obserwował.
- Co jest.- Leo złapał ją za nadgarstek, przez co serce Kalipso o mało co nie wyskoczyło.
- Chcesz żebym zeszła na zawał.- Dziewczyna oparła dłonie o kolana, próbując uspokoić oddech.- Ktoś tu był.
- Wracajmy.- Leo położył dłoń na plenach Kalipso, rozglądał się w około upewniając się czy na pewno teraz są już sami.- Na dziś wystarczy.
-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------



Tak wiem, z zakończeniem to poszalałam XD