wtorek, 3 lutego 2015

Rozdział 15

Rozdział 15
Annabeth
Rzymianie zaczynali mnie przerażać.
Zawsze twierdziłam że to cyklopy z Obozu Herosów, działają najszybciej i uważałam że wybudowanie kopy* domków w tydzień było świetnym wynikiem. Budowniczy z Nowego Rzymu w trzy dni postawili nowe, wzmocnione sklepienie i odbudowali połowę zniszczonego miasta. Plus że mieli dodatkową setkę pomocników, w tym Leona, z którym spędzałam całe dnie na projektowaniu wzmocnień sklepienia podziemnego miasta.
Dzień w którym ziemia pod Nowym Rzymem się zawaliła, był najgorszy. Musieliśmy wyciągnąć wszystkich żywych i nie żywych spod gruzów. Dalej to już działali jak automaty, każdy wiedział co ma robić, zabierając się za to od samego rana. Myśląc tak o tym, zaczynała ich podziwiać za to jak prężnie i zgodnie działają. Choć gdzieś w głębi duchu wiedziałam że jest to ich sposób na to by nie dać sobie nawet chwili na myślenie o tym feralnym dniu.
- Annabeth, Reyna kazał nam do niej przejść.- Leo staną obok mnie. Potaknęłam zamyślona, nie bardzo zbierając się, więc syn Hefajstosa położył rękę na moim ramieniu.- To coś ważnego, mamy iść tam teraz.
- Och, tak, jasne.- Ocknęłam się, i szybko zaczęłam zwijać plany nad którym jeszcze przed chwilą się pochylałam.
*********
Gdy weszłam do pomieszczenia od razu zobaczyłam po co Reyna nas wezwała. Wszyscy w pokoju przyglądali się chłopakowi który siedział w fotelu. Na moje oko, był trochę starszy od nas, choć może po prostu postarzał go zarost. Nie wydawał się też zbytnio zadowolony z tego że tu jest.
- Co się dzieje?- Spytałam podchodząc do Reyny która wspierała się okuli.
- Nico twierdzi że ten pan, Henry, swoją drogą, jest od dwóch pierwszych wersów przepowiedni.- Rachel odpowiedział mi na pytanie, szczerząc się przy tym jak opętana.- Ja nie wiem skąd on to wszystko bierze.- Rudowłosa pokręciła głową z podziwem.
- Skąd wiemy że to w ogóle jest ta przepowiednia.- Sceptycznie wtrąciła Reyna. Zmarszczyłam brwi usilnie przyglądając się chłopakowi. Był nawet podobny do Nicka, takie same potargane włosy, wyraz twarzy, no i kolory ubrań, u niego też dominowała czerń.
- Jakie wersy?- Wtrącił chłopak o którym była mowa, sięgając dłonią po kostkę rubika z półki obok niego.
- Przez bogów trzech złożona i przez trzech zgorszona, wybawienie lub śmierć przyniesie pozostałym synom.
- No stary, Hades zawsze chciał mieć syna który ''wybawi świat''- Percy przewrócił oczami.- Z miłą chęcią oddam ci ten przywilej.
- Po pierwsze, to nie jestem synem Hadesa, a jego wnukiem, po drugie nie mów do mnie stary.- Chłopak groźnie przez chwilę patrzył na Percy'ego.
- Tak czy inaczej się przydasz.- Do rozmowy wtrącił się Nico. Henry przewrócił oczami, nie wyglądał na zadowolonego.
- I mam tu zostać?- Spytał, unosząc jedną brew.
- Możesz zostać tu tak długo jak tylko chcesz.- Reyna przyglądał się mu przenikliwie.- Chyba że masz coś przeciwko Frank.- Syn Marsa spojrzał w jej stronę i gorączkowo pokręcił głową.
- Dziękuję, ale zamierzam zniknąć stąd gdy tylko będę mógł.
- To wcale nie musi być szybko, a nam przyda się ambasador Plutona..... znaczy się Hadesa.
- Henry zostaje, a ty rób z nim co chcesz, ale...- Obydwoje dziwnie na mnie spojrzeli. Skarciłam się w duchu za to jak dobrała słowa. Szczęście że Leo był zajęty inną rozmową, och, on by to wykorzystał- Znaczy się, ustalajcie formę twojego pobytu później.
- Wszystko okej?- Reyna spytała się podejrzeli. Mogłam zabrzmieć trochę zbyt szorstko.
- Przepraszam.- Uśmiechnęłam się do niej.- Ale w sumie to jestem głodną.-Dziewczyna również się uśmiechnęła.
- Tym razem idziemy na chińszczyznę.- Frank włączył się do rozmowy.
- Stary, ale że sushi?- Leonowi niezbyt podobała się ta opcja.
- Sushi to nie chińszczyzna.- Hazel teatralnie przewróciła oczami.- Proszę Cię, nie zaczynaj.
Wszyscy powoli zaczęli się zbierać wychodząc z baraku Reyny. Chciałam dojść do Percy'ego który czekał na mnie przy drzwiach, ale zatrzymała mnie Piper. Więc odwróciłam się w stronę syna Posejdona, pokazując by na mnie nie czekał.
- Co jest Piper?- Spytałam uśmiechając się lekko do niej, zdając sobie sprawę że nie rozmawiałam z nią odkąd wyszliśmy z lochu, w sumie to tam też nie można nazwać tego rozmową.
- Nic takiego.- Odpowiedziała, zatrzymując się przedemną.- Ale, no wiesz chyba czas żeby chociaż część nas wróciła do obozu, bo wiesz moje rodzeństwo to słabi ochroniarze. No i mogę się założyć że przez ten tydzień zrobili tam okropny chlew.
- No tak.- Strzeliłam się w czoło, kompletnie zapominając o naszym obozie.
- Clariss twierdzi że Chris i jego instynkt macierzyński muszą już wracać, więc mamy pierwszych chętnych, a..- Zawahała się, zaczynając rozcierać sobie kark.- Ja też chciała bym wrócić, jeśli mogę.
- Jasne, kiedy chcecie wraca?
- Jeśli się da, to dziś.- Zdziwiłam się że aż tak się jej śpieszyło. Przyglądałam się jej uważnie przez chwilę, ale nie chciałam pytać co się stało.
- Dobra, jak chcesz.- Odpowiedziałam, wzruszając ramionami.- Po obiedzie zbierz naszych uciekinierów* i tych od Aresa, i możecie ruszać, okej?
- Jasne.- Dziewczyna uśmiechnęła się do mnie, choć wydaje mi się że był wymuszony.
- Możemy iść?- Wskazałam kciukiem na drzwi, przez które wszyscy już wyszli.- Jestem już naprawdę głodna.
- Jasne.- Dziewczyna powtórzyła swoją odpowiedź.
Przynajmniej ta chwila obiadu wydawała się normalna. Miło było usiąść razem, słuchając żartów Leona, gróźb Clariss w kierunku Percy'ego i z całą tą atmosferą. Przyglądałam się Henry'emu, z każdą chwilą widząc coraz większe podobieństwo do Nica.
- Jest taki.... wyalienowany.- Wyszeptała Piper.
- Mhhhh.- Przytaknęłam razem z Reyną, która siedziała po drugiej stronie córki Afrodyty.
-Wszystkie dzieciaki od Hadesa są tak samo odludne?- Reyna wychyliła się tak, by obejmować wzrokiem nas dwie.- Hazel, jako córka Plutona, jest inna, więc to chyba kwestia genów Hadesa, no nie?
- Nie wiem, ale ciekawe czy też jest gejem.- Obydwie zwróciłyśmy się w stronę Piper. Patrząc się na nią dziwnie, po chwili doszło do nas że to w sumie interesujące pytanie. Wzruszyłam ramionami, gdy Piper wciąż taksowała go wzrokiem.- No bo przyznacie że jest przystojniejszy od Nica.
- No w sumie.- Przyznałam, przenosząc wzrok na chłopaka.
- No cóż, jest wasz, ja się zbieram na Long Island.- Piper uśmiechnęła się podstępnie, unosząc jedną brew.
Prychnęłam śmiechem, po tych słowach, Reynie też poprawił się humor. Córka Bellony upiła łyk ze swojego kielicha, uśmiechając się lekko, na jej sposób to był szczyt okazania radości.
Piper odeszła od stołu zabierając ze sobą Clariss i Chrisa. Dzieciaki Hebe, Selen, Heliosa i Aresa, czekały już na nich gotowi do drogi. My też musieliśmy powoli się zbierać, czekała nas jeszcze jedna nie przyjemna sprawa tego wieczoru, ale potem może i nam uda się zabrać z Obozu Jupitera. Powoli zaczynam tęsknić za domem, nawet z jego problemami.
Szliśmy więziennymi tunelami, nie wielką grupką, tylko ja, Percy, pretorzy Rzymu i dwóch centurionów. Znając rzymian, nie dziwiłam się że Hazel nie było w naszym gronie, gdybym mogła też bym się wykręciła. Wysłała bym Clariss, to jej klimaty, ale ona była już w drodze powrotnej do obozu. A tak sama muszę się z tym męczyć.
W końcu doszliśmy do celi, w której na środku siedział Oktawian. Przywiązany do krzesła, wyglądał nędznie. Miał spuszczoną głowę, więc sądzę że był nie przytomny, więc jeden z centurionów oblał go wodą, na pobudkę. Wstrząsną się, i uniósł głowę. Miał podbite oko i gdzieniegdzie krew, nie licząc koszuli która była cała w czerwonych plamach.
- Czego jeszcze chcecie.- Spytał ochrypniętym głosem.
- Spokojnie, już kończymy.- Reyna miała obojętny głos. Znała pytania, odpowiedzi i wiedziała jaki werdykt zapadnie.- Musisz odpowiedzieć.....
- Nie, nic nie wiedziałem o tym co robił Cezar. Nie miałem nic wspólnego z pozbyciem się waszej dwójki.- Oktawian zaczął odpowiadać na pytania, które nie zdążyły paść.- I tak, działałem przeciw grekom. Koniec? Czy masz jakieś nowe pytania?
- Nie.
- Tak myślałem.- Wysyczał przez zaciśnięte zęby, na co Reyna tylko westchnęła. To nie było znudzenie, ale przeczucie że będą mieć jeszcze przez niego kłopoty.
- Oktawianie, po wysłuchaniu twoich zeznań i potwierdzeniu ich, wspólnie z senatem Nowego Rzymu, podjęliśmy jedyną słuszną decyzję.- Przerwała, wymieniając spojrzenie z jednym z centurionów. Ten podszedł do byłego augura, i zaczął go rozwiązywać.- Zostajesz pozbawionych wszelkich praw i wygnany z Nowego Rzymu.
Oktawiana wyprowadziło dwóch centurionów, sądzę że miał opuścić obóz tak jak stał. Wracaliśmy do baraku w środku nocy, tylko z Percym. Frank i Reyna musieli jeszcze tam zostać.
- To bez sensu.- Przerwałam ciszę, chcąc się dowiedzieć co mli Percy.
- Co?- Spytał, choć wyglądał jakby wiedziała o co mi chodzi.
- To, że przecież wszystko wiedzieli, to po co ta cała farsa z Oktawianem?- Wytłumaczyłam co miałam na myśli, obserwując jaka jest jego reakcja. Zatrzymał się, nie odwracając w moją stronę.- Nie musieli teg....
- Musieli.- Wtrącił, ostrym tonem. Patrzył mi w oczy ze złością, przez co i we mnie zawrzało.- Zasłużył na więcej.
-Na więcej!?- Powtórzyłam jego ostatnie słowa.
- Chciał nas zabić!- Bronił się.- Hello, skarbie, on jest zły.
- To pojęcie względne, myślał że tak będzie lepiej!- Krzyczałam na niego. Dobrze że była noc, bo zapewne zrobilibyśmy furore, tą kłótnia.- A tak w ogóle to nie mów do mnie skarbie.- Oburzyłam się.
- Co?- Spytał zakłopotany.- Zresztą nie ważne, czemu ty go bronisz?
- Bo nie chodzi mi o niego, tylko o ciebie?- Powiedziałam to, patrząc mu prosto w oczy.- Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich.*
Stałam jeszcze przez chwile, patrząc na zdziwienie które malowało się na jego twarzy. Odwróciłam się, odchodząc w przeciwną stronę w którą szliśmy. Przez pierwszą chwilę, nie wołał za mną, ani nie biegł, stał jak wryty trawiąc tą sytuacje.
- Ej, gdzie ty idziesz.- Zawołał w końcu za mną.
- Jak najdalej od ciebie!
- No weź, jest ciemno.... i zimno!
- Daruj sobie!- Zawołałam przez ramie.
- Tu wciąż może być nie bezpiecznie.- Dobiegł do mnie, idąc teraz przedemną.
- Pacz bo sobie nie poradzę.
- Nie ułatwiasz mi tego.- Złapał mnie za ramiona, bym się zatrzymała.
- I nie zamierzam.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Kopa*- 64 sztuki.
Uciekinierowie*- w domyśle rodzeństwo tych którzy zniknęli,w poprzednich rozdziałach.

Ten, który z demonami walczy, winien uważać, by samemu nie stać się jednym z nich.*- Cytat Friedricha Nietzsche.