sobota, 20 września 2014

Rozdział 7

Rozdział 7
Percy
 Biegłem przed siebie jak najszybciej mogłem. Wokół mnie panowała ciemność, niczego nie dało się dostrzec. W sumie to nie jestem pewny czy było coś do zobaczenia, nie widziałem nawet siebie. Nie miałem już sił by biec więc stanąłem, odruchowo wspierając ręce na kolanach. Nie wiem ile tkwiłem tak w bezruchu i nie wiem czy ten czas miał jakieś sensowne przełożenie w rzeczywistości, ale dla mnie wydawało się jakby trwało to parę dobrych godzin. Po prostu stałem tak kręcąc się dookoła, w poszukiwaniu jakiegoś światła które oznaczało by wyjście z tej pułapki. Ale wyjście przyszło samo, nagle ciemność zamieniła się w jasność która oślepiała mi oczy. Zakryłem twarz rękoma bo nie mogłem znieść tego nagłego światła, ale oprócz tego czułem jakbym był w  windzie która się zerwała i teraz z niewyobrażalną prędkością pikuje w dół. Nie trwało to długo, i gdy wszystko ustało upadłem na ziemie. Było jasno, ale nie aż tak by światło raziło mnie tak jak przed chwilą. Gdy otworzyłem oczy dostrzegłem że znajduję się w lesie. Barwy były bardziej intensywne. Wszystkie kolory były bardziej wyraziste, zieleń liści, nawet brąz kory, no i promienie słońca przebijające się przez koronę drzew. Jedyne co było słychać to śpiew ptaków, jest tu tak spokojnie że najchętniej bym się na razie nie budził. Jak dla mnie panowała tu harmonia której......
- Ty mi lepiej nic nie wspominaj o  Harmonii.- Usłyszałem męski głos za swoimi plecami więc szybko się przekręciłem, sięgając odruchowo do kieszeni po długopis, ale oczywiście  bokserki nie posiadają kieszeni.- Mam już dość siostrzyczki i tej jej całego fengshui.
  Mężczyzna siedzący na kłodzie, mówiąc to przeczesał palcami swoje czarne włosy. Był ubrany w skórzaną kurtkę która była nałożona na szary T-shirt, czarne dżinsy których nogawki były włożone w bordowe glany. Powiedział bym że kojarzy mi się ze skinem, gdyby nie to że nie był łysy, ale z jego towarzyszem nie miałem już takich skojarzeń. Blondyn był miał na sobie biały podkoszulek, kurtkę pilotkę no i resztą już nie nie różnili no może oprócz kolorem obuwia, jego były czarne.  
- Nie po to tu jesteśmy.- Wtrącił się, upominając mężczyznę w skórze, nie wydaje mi się zbyt miłą osobą.- Jestem Fobos a to Dejmos, synowie Aresa.
- Super, strach i trwoga.- Mruknąłem pod nosem. 
- Nie ważne, mamy interes.- Dejmos pokręcił głową. ''Mamy interes''  u nich nie oznacza na pewno niczego co by mi się opłacało.
- Słuchaj, jak wiesz są problemy, a dokładnie to nie mamy zielonego pojęcia co się dzieje, a mamy się tego dowiedzieć i wrócić na Olimp.- Tłumaczył mi to blondyn.
- No tak Olimpijczycy się znowu zamknęli, i co wam kazali zostać i to naprawić.- Plan olimpijczyków wydawał mis się irracjonalny.
- Tak no bo widzisz, staruszkowie niestety nie mogą się nigdzie ruszyć, nie dosłownie ale lepiej jeśli na razie pozostaną na Olimpie. No i widzisz potrzebowali kogoś kto nie rozwiąże problem ale dowie się o co chodzi, i naszej kochanej matce przyszła tak myśl do głowy że my nie mamy nic lepszego do roboty jak bawienie się w Sherlocka Holmesa, na tym padole.- Objaśniał mi to Dejmos.
- Świetnie jest to wiedzieć tylko wątpię byś cie mnie tu sprowadzili by sobie pogawędzić no nie, a poza tym nie powiedziałeś konkretnie co się dzieje.
- Tak, bystry gnojku, masz racje.- Wyszczerzył się w dziki uśmiech.- Bo ty masz wybrać się do Hadesu.
- Że co, proszę.- To raczej oczywiste że nie wybiorę się do krainy umarłych bo tych dwóch pajaców wtargnęło do mojego umysłu i mi to oznajmiło.- Po co?
- A no po to żeby o wszystkim powiedzieć Hadesowi, ale pocieszę cię jeszcze nie teraz, na razie jest zbyt wcześnie na to.
- Wy tego niby sami zrobić nie możecie?- To jest zdecydowanie podejrzanie.   
- Możemy ale jest też druga część plany, do wykonania tylko herosom.- Dejmos z Fobosem wymienili spojrzenia, uśmiechając się przy tym.-  Przy okazji będziesz musiał dowiedzieć się jacy nowi herosi zawitali do krainy umarłych i wypytać ich o to co się stało że się przekręcili, i nie masz wyjścia, gnojku.
- Odstawcie mnie z powrotem.- Powiedziałem twardo, wiedząc że i tak bez sensu jest się z nimi kłócić.
- Czekaj,czekaj jest jeszcze jedno ale.- Wtrącił się Fobos.- Bierz kogo chcesz ale bez tej blondyny.
- Co? A to niby czemu?- Protestowałem.- I nie mam mowy.
- Słuchaj dziewczyna ma zostać gdzie jest a ty masz to załatwić tak żeby ona nie poszła tam z tobą, rozumiesz.- Fobos twardo stał przy swoim.
- Każesz mi iść na samobójczą misje i stawiasz mi jaszcze warunki?! Nie ma mowy, nie jestem twoim pionkiem którego możesz ustawić gdzie chcesz.- Pięści miałem zaciśnięte, musiałem powstrzymywać się by do nie uderzyć.
- Spokojnie gnojku.- Dejmos staną pomiędzy nami.- Sęk w tym że trochę i jesteś takim pionkiem, tak jak reszta herosów. Są sytuacje w których my, bogowie, nie jesteśmy wstanie osobiście interweniować, przez to musimy działać wykorzystując to tego was. I widzisz jest nam potrzebna wasza dwójka ale do dwóch różnych celów, rozumiesz gnojku.
- Odstawcie mnie z powrotem.- Wycedziłem przez zaciśnięte zęby.   
 Krajobraz znów zaczął cię rozjaśniać a ja czułem jak bym ponownie spadał, potem już tylko ciemność.
******
 Obudziłem się, wyrywając się od razu do przodu, tak jakbym wreszcie ktoś przestał mnie wciskać w materac łózka. Cały byłem zlany potem, a pięści miałem wciąż zaciśnięte. Gdy rozprostowałem palce, wciąż utrzymywały mi się ślady po paznokciach. Siedziałem tak na łóżku myśląc o tym śnie i spotkaniu z synami Aresa. Mógłbym zejść do Hadesu i wykonać te zadanie, pierwszy raz bym tam nie był, ale nie sam i nie bez mądralińskiej. Jesteśmy drużyną, bez niej nie czuję tego, że może mi się to udać. Do tego jeśli Annabeth się o tym dowie to nie ma szans by tu została, ale jeśli jej nie powiem i nagle zniknę....... Bogowie, ona mnie zabije.      
                     

wtorek, 16 września 2014

Informacje+One shot

  Zdarzyło mi się nie publikować niczego przez jakiś czas ale było to spowodowane tym że zaczął się rok szkolny i po prostu ciężko jest wejść od razu w ciąg pisania, uczenia się itd. No ale trzeba się ogarnąć i to poukładać, a więc rozdział będzie się pojawiać co dwa tygodnie w weekendy, no chyba że opublikuje one shota. Dlaczego co dwa tygodnie? A dlatego że mam jeszcze drugiego bloga>>>> the-story-of-four-demigods.blogspot.com/<<<<tam piszę jako Chloe a część Nili moja przyjaciółka ;)
  Co do One shotów to tak jak pisałam będą się pojawiać co jakiś czas zamiast rozdziału,  planuje by we wrześniu opublikować coś o Leo i Calypso ;)
 No i to tyle z moich ogłoszeń parafialnych.
------------------------------------------------------------------------------------------------------------
One shot- Potomkowie Herosów.
  Pierwszy dzień lata i to nie można się wyspać. Mama wołała żebym wstał już od dobrych dwudziestu minut, lepiej jej nie drażnić,  o siódmej z rana warto ryzykować. No ale cóż wykorzystałem limit jej dobroci, więc przestała drzeć się z kuchni i po prostu weszła do mojego pokoju.
- Czy ty możesz wreszcie wykrochmalić swoje tłuste, leniwe dupsko z tego wyra i ogólnie z tego syfu.- Stanęła nade mną.- Prosiłam cię żebyś przed wyjazdem posprzątał ten pierdolnik.
- Tak, tak, ale jakoś nie miałem weny.- Nie warto było to przeciągać, więc usiadłem na łóżku licząc że da mi spokój i wyjdzie.
- Weny?- Niestety nadzieja matką głupich, zaczęła rozglądać się po pomieszczeniu.- Pytałam się wczoraj czy nie masz nic do prania, do tego żeby przynieść mi swoje brudne ciuchy też nie miałeś weny?- Wbiłem wzrok w sufit, po czym opuściłem głowę i schowałem ją w dłoniach, wiedząc że teraz będzie jęczeć mi o tym aż do wyjścia. Co gorsza, gdy matka przechodziła do drugiej strony pokoju, która była oddzielona metalowym regałem~który teoretycznie jest przeznaczony do garażu~ zauważyła na półce terrarium z karaluchami i innymi robaczkami które miałem przygotować na biologię, tak dla poprawienia oceny, no a potem jakoś zapomniałem się go pozbyć i dziwnie się ich namnożyło.
- Ymmm mamo bo to no wiesz na poprawienie oceny a biologii, mówiłem ci że muszę coś przygotować.- Zerwałem się na równe nogi i zacząłem to tłumaczyć.
- David czy ty chcesz mi powiedzieć że mamy w domu robactwo.- Skinąłem potwierdzająco głową.- Masz dziesięć minut na to by stąd wyjść i udać się do obozu a do tego masz zabrać to ze sobą.
 Odwróciła się i wyszła z mojego pokoju, więc może i wyszło na lepsze. Wciągnąłem na siebie czarne dzinsy które leżały nieopodal łóżka, a z szafy wyjąłem pomarańczową koszulkę, obozu półkrwi. Chwyciłem plecak który wcześniej spakowałem, i udałem się do kuchni. Przy stole siedział mój młodszy brat jedząc płatki śniadaniowe.
- A ty co jeszcze w piżamie Mase.- Spytałem się go, zwracając się bardziej do mojej matki.- Nie jedzie na obóz? Mnie po raz pierwszy wysłaliście sześć lat temu więc sądziłem że w tym roku jedzie ze mną.
- Mamoo, mogę.- Zaczął prosić o pozwolenie na wyjazd ze mną do obozu półkrwi.
- Przykro mi skarbie ale na razie nie, być może jeszcze w te lato pojedziesz, ale nie dzisiaj.- Natychmiastowo odpowiedziała i zwróciła się w moją stronę.- Tak David, Mason skończył dwanaście lat i mógłby już z tobą jechać ale muszę o tym najpierw porozmawiać z waszym ojcem.
- Och no przykro mi młody ale w takim razie w tym roku nie jedziesz.- Powiedziałem nachylając się do młodszego brata który miał naburmuszoną minę.
- Nie denerwuj go i nie bądź taki surowy.- Upomniała mnie.
- Och no tak, bo ojciec bywa tak często w domu.- Powiedziałem przewracając oczami.
- Już ci mówiłam nie bądź taki surowy i.......
- …. ciesz cię że twój ojciec to nie Zeus, tak, tak, znam ten tekst na pamięć.-Dokończyłem za nią zdanie. Wstałem od stołu by pocałować matkę w policzek na do widzenia i jak najszybciej się ulotnić z domu.- Będę się już zbierać, nie mam ochoty się dziś o to kłócić.
- Miałeś zabrać te robale.- Przypomniała mi.
- Och no tak, tak, pamiętam.- Próbowałem się jakoś wymigać.
- Nawet nie próbuj.- Groziła mi palcem wiedząc że chcę się jak najszybciej ulotnić.
- Na razie.- Odsunąłem się o krok i rozpłynąłem w cieniu.
  Spojrzałem na zegarek który miałem na prawym nadgarstku, dwadzieścia po ósmej czyli środek śniadania. Nie byłem głodny ale wiedziałem że wszyscy moi przyjaciele znajdują się  teraz w jadalni. Oczywiście byłem spóźniony ale raczej nie wzbudziłem swoją osobą większego poruszenia. W tłumie wyparzyłem stolik numer jeden, przy którym siedziały dwie osoby. Chłopak ciemnej karnacji z włosami w kolorze ciemnego brązu i dziewczyna która wręcz z nim kontrastowała przez jej jasną karnacje i jej długie, proste włosy w kolorze jasnego blondu. Jako rodzeństwo nie są do siebie podobni pod żadnym względem, Alice różni się diametralnie od swego rodzeństwa.
- Witamy spóźnialskiego.- Podałem dłoń Neytanowi i usiadłem przy ich stoliku.
- Wytłumacz mi czemu ty zawsze pojawiasz się w samym środku, nigdy przed ani po.- Spytała mnie Alice.
- Cześć, samo tak wychodzi.- Odpowiedziałem.- Gdzie zgubiłaś Harper?
- W dziesiątce jest jakaś afera, więc ona z tym swoim altruizmem postanowiła to jakoś rozwiązać.- Blondynka wskazała na stolik przy którym jak zwykle siedzieli potomkowie Afrodyty.- Wielka kłótnia o byle co, wielkie mi od co. Pokłócili by się trochę i by im przeszło jak zwykle, może nawet było by zabawnie.
  Uśmiechnąłem się pod nosem. Na moim talerzu pojawiły się naleśniki, no tak nie jadłem jeszcze śniadania. Jako Legitariusze mieliśmy prawo wybrać domek tego boga w którym najlepiej się odnajdywaliśmy. Cóż wybieraliśmy ten który nam się bardziej podobał, różnie można to interpretować. Ja jestem akurat w jedynce bo tam są moi kuzyni, oni dlatego że mogli być tu czyli właśnie w jedynce- domku Zeusa, lub dziesiątce- domku Afrodyty.
- Hej.- Do stolika przysiadła się Harper.- Nie wytrzymuję już z nimi.
-  No to o co tym razem poszło?- Spytała się jej Alice.
  Nie za bardzo mnie to interesowało, rozejrzałem się po jadalni zaczynając od najdalszego stolika czyli od dziewiątki. Siedziała przy nim dziewczyna w moim wieku, Margo i jej młodszy o dwa lata Sam. Oboje mieli latynoskie rysy twarzy, różniły ich dwie rzeczy kolor włosów i to że nogi Samuela kończyły się nieco za kolanami. Przykra historia z tamtego roku, ale ostatnio gdy widziałem go jakiś miesiąc temu, żartował sobie że jego nowe nogi które skonstruował mu ojciec, są lepsze od tych starych. Przy stole Posejdona jak zwykle siedział jeden chłopak. No i jak zwykle Ethana nie interesowało go nic po za jego talerzem, a ja uśmiechnąłem się na ten widok.
- Co cię tak bawi?- Na ziemie ściągnęła mnie Harper, wskazałem palcem na blondyna siedzącego przy trójce.- Nie mam pojęcia gdzie on to mieści.
- No też chce móc tyle jeść i nie tyć.- Alice wkroczyła na typowo babski temat więc przeniosłem wzrok dalej. Następnie był stolik numer sześć, przy którym powinna siedziała Bianca. Musiałem się odchylić by w miarę widzieć stolik Ateny choć i tak nie za dobrze widziałem kto przy nim siedzi, no ale trudno było by nie zauważyć brunetki wśród samych blondynów i blondynek. Poderwałem się i wyszedłem z jadalni.
 Skierowałem się w najbardziej oczywiste miejsce. Znam ją od dziecka więc dobrze wiem że siedzi teraz nad jeziorem i zapewne obmyśla jakąś genialną strategie by dokopać dzieciakom z szóstki w bitwie o sztandar lub siedzi nad planami jakiegoś ustrojstwa które pomaga zrobić Samowi. Stanąłem na plaży, w miejscu gdzie zakładałem że będzie, i można powiedzieć że minimalnie się pomyliłem. Siedziała schowana niedaleko za drzewem które złapało taki przechył że prawie leżało w wodzie. Podszedłem tam i się o nie oparłem, tak że widziałem dziewczynę. Była tak zajęta szkicowaniem czegoś w swoim notatniku że nawet  nie spostrzegła że tu przyszedłem.
- Hej mądralo.- Nie udało mi się jej przestraszyć ale chociaż oderwała się od tego co robiła.
- Hej David, nie za wcześnie jak dla ciebie?- Coś mi się w niej nie podobało, wygląda jak zwykle lecz dziś bije od niej jakby smutek, to nie w jej stylu łapać dołki emocjonalne.
- Jakoś nie widziałem cię w ostatnim tygodniu szkoły.- Zacząłem rozmowę by powoli wydusić co ją gryzie.
- Postanowiłam wcześniej przyjechać do obozu, to chyba nic wielkiego no nie?
- No wiesz gdym to ja postanowił zacząć wcześniej wakacje to nie, nie było by w tym nic dziwnego.- Tak jakoś mi się czasem zdarza ale jej nie.- No to o co chodzi Bianca?
- O nic.- Powiedziała to z wyraźnym fochem. Kuckiem przeszła pod drzewem, tak że stanęła ze mną twarzą w twarz.- Ale jak chcesz wiedzieć, to jak na razie chodzi mi o to że jestem zajęta a ty mi przeszkadzasz, więc obecnie się odwal.
  To było coś czego się nie spodziewałem, lubiliśmy czasem sobie dogryzać jak przyjaciele, ale tym razem to raczej to nie było to. Nie przypominam sobie że mogłem jej jakoś znacząco ubliżyć, szczególnie że nie widziałem jej przez tydzień. Przez to zakłopotanie, nie wiedząc czy za nią biec czy zostawić aż jej przejdzie, stałem jak wryty patrząc jak odchodzi.