Zapowiedzi przykładowych serii

Na tej stronie będą pojawiać się prologi serii które być może będą na tym blogu.


Historia Odolana
Gdy słońce schowało się za kresem świata, gdy głusza pełna panowała. Gdy chłopi i każdy kto rozum posiada, krył się w swych chatach, bojąc się zbójników i leśnych duchów. Gdzieś tam w chacie stojącej na uboczu jednej z osad Wiślan, kobieta tuląc do snu swego synka opowiadała mu historię o tym jak powstał świat.
-Na początku wszechrzeczy istniało tylko światło i bezkresne morze.- Zaczęła opowiadać.- Istniał też wtedy bóg Światowit, który krążył pod postacią łabędzia nad ową przepastną przestrzenią. Bogowi krążącemu nieustannie nad wodą zaczęła doskwierać samotność, jednakże po chwili dostrzegł na wodzie swój cień. Tak więc Świętowit oddzielił cień od ciała i tak oto powstali bogowie Swaróg i Weles.
Swaróg uplótł ze światła łódź, w której zamieszkał i podróżował na kołyszących się falach morza. Weles zaś zanurkował w ciemne głębiny i tam spędzał większość czasu. Niedługo jednak taki stan rzeczy się utrzymywał. Bogom znudziła się monotonia morza i postanowili stworzyć stały ląd. Swaróg namówił Welesa, aby ten zanurkował na samo dno otchłani i przyniósł mu garść piasku – A gdy już piasek zbierze niech wypowie magiczne słowa, które zawierałby ziarno współpracy. Formuła owa to „Z mocą Swaroga i moją”. Weles dwukrotnie nurkował w otchłań by uchwycić garść piasku, ale nie mógł dosięgnąć dna morskiego. Dopiero za trzecią próbą uchwycił upragniony cel, lecz czy to z roztargnienia czy z zawiści wyrzekł tylko „Z moją mocą”. Weles postanowił stworzyć ląd tylko dla siebie i ukrył kilka ziaren piasku w ustach.
Gdy Weles w końcu się wynurzył wyciągnął ku Swarogowi otwartą dłoń. Ten wziął z niej parę ziaren piasku i rzucił przed siebie. Piasek w zetknięciu z wodą zmienił się w ląd i zaczął się rozrastać, jak i również ziarna w ustach Welesa. Ten wypluł je, a tam gdzie splunął powstały góry.
Wyspa stworzona przez bogów była niewielka, sami we dwójkę ledwo się na niej mieścili. Samolubny Weles uknuł plan zapanowania nad wyspą. Odczekał tylko, aż Swaróg pogrążył się we śnie. Weles z zamiarem utopienia swego brata podniósł śpiącego Swaroga i zaczął go nieś ku brzegu lądu, jednak, kiedy tylko Weles zbliżał się do brzegu, ziemia odsuwała się daleko w morze. Wyspa osiągała coraz większe rozmiary w miarę tego jak zdesperowany Weles starał się pozbyć Swaroga. W końcu zrozpaczony Weles zrezygnował.
Kiedy Swaróg obudził się spostrzegł, że ląd jest większy niż był, a uradowany Weles poinformował go, że ziemia nadal się powiększa. Z początku obaj bogowie byli zadowoleni, ale po pewnym czasie Swaróg zaczął się obawiać, że w miarę powiększania się lądu niebo stanie się zbyt małe by przykryć ziemie. Pomimo tego, że Swaróg podzielił się swoimi niepokojami z Welesem, ten zdawał się tym nie przejmować. Swaróg zaczął podejrzewać, że Weles ukrywa coś przed nim więc stworzył pszczołę, która wysłał, aby szpiegowała Welesa.
Ta siadła cicho na ramieniu Welesa i patrzyła, co ten wyczynia. Weles stworzył z morskich fal kozła, z którym zaczął rozmawiać. Opowiadał mu o głupim bogu Swarogu, który nie potrafi powstrzymać rozrastającego się lądu. Weles opowiedział kozłowi, że wystarczy kijem wyznaczyć wszystkie strony świata, aby ten przestał się rozrastać.
Pszczoła powtórzyła Swarogowi to, co usłyszała, a ten uformował z światła kij i postąpił tak jak mówił Weles. Świat wtedy przestał się rozrastać i został takim, jakim go teraz widzimy.- Kobieta spojrzała na swego synka który był już pogrążony we śnie, uśmiechnęła się i ciszej dokończyła historię.-Rozwiązawszy problem lądu, bogowie zaczęli wykłócać się o panowanie nad niebiosami, lecz tego nie mógł już ścierpieć Światowit. Zawołał bogów do siebie i rozdzielił między nich władze. Weles panować miał odtąd nad Nawią – Krainą zmarłych gdzie trafiają dusze słowian, a Swaróg został zaś bogiem ziemi i ognistego słońca. 


XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX

Miałam zamknięte oczy, starałam się nie myśleć o niczym innym niż zdanie które miałam do wykonania. Terkot silnika o dziwo mi w tym pomagał, nie wiem dlaczego ale ten odgłos mnie uspokajał. To nie jest pierwsze zadanie jakie wykonuje, pozostali z mojej załogi raczej nie przejmowali się tym wszystkim za bardzo, ja w sumie też nie. Po prostu wolałam się wyciszyć gdy reszta prowadziła cichą rozmowę, przynajmniej starali być cicho. Teo co chwile żartował, docinając Poli przez co dochodziło do rękoczynów które uspokajać musiała Rozalia. Siedziała pomiędzy nimi rozdzielając ich gdy oni popychali się przez nią. Jedynie Mark jak zwykle siedział spokojnie przyglądając się harmidru jaki tu panował.
- Jeśli spotkamy tubylców tak jak ostatnio, to tym razem naprawdę wbiję ci ich strzałki w dupę!!- Krzyknęła Pola dając pstryczka w ucho dla Tea, bardziej będąc rozbawiona tym co powiedział niż złoszcząc się na niego.
Czasami zaczynałam się przy nich czuć jak w dziecińcu. Ciągle było trzeba ich rozdzielać bo co chwile się przepychali, szczypali, i Bóg wie co jeszcze gdy nie patrzyliśmy.
- Jesteśmy..... znaczy jesteście już na miejscu.- Usłyszałam głos Klopsika, dochodzący ze słuchawki w moim uchu.
Sprawdziłam zapięcie swojego spadochronu, a właz samolotu zaczął się otwierać. Trzymałam się poręczy. Przez hałas nie było już nic słychać, więc Mark gestem dłoni pokazał że mamy już ruszać w wyznaczonej kolejności. Pierwsza miała być Rozalia, potem Teo, Pola, ja no i na końcu Mark. Gdy przyszła moje kolej puściłam się, i lekkim krokiem, przez powietrze które mnie zasysało wyskoczyłam z samolotu.
Wiedziałam gdzie lecimy, czego możemy się tam spodziewać i o sytuacji politycznej tego państwa by wiedzieć co, a raczej kto może kryć się w tych lasach. Więc można powiedzieć że wiedząc to wszystko nic nie może pójść nie tak jak powinno. Nawet widok tego co widziałąm, a raczej jego brak, mnie nie przerażał. Bo jak ma wyglądać dżungla po zmroku? Nie widziałam już żadnego spadochronu, w powietrzu zostałam już tylko ja i Mark.
- Wylądowałam.- Powiedziałam do mikrofonu w opasce na nadgarstku, gdy tylko moje stopy dotknęły ziemi.
Zabrałam się za odcinanie linek i zwijanie spadochronu, po to by nie wykryli nas nie wcześniej niż nad ranem. Do wschodu słońca ma nas już tu nie być. Jeśli chcieliśmy przeżyć musieliśmy działać zgodnie z planem i tym czego zostaliśmy nauczeni.
- Ja też.- W moim uchu zabrzmiał głos Marka.- Pola podaj współdłużne.- Spojrzałam na swój nadgarstek który wyświetlał współrzędne na których się znajdowałam.
- 13N 105E- Byłam od niej dalej niż się spodziewałem, zwiało mnie za bardzo na północ i przez to byłam bliżej Marka niż jej.
Dżungla nocą na pewno nie jest zbyt przyjazna więc zdjęłam broń z pleców i ruszyłam w stronę grupy. Szłam rozglądając się w około, było zbyt ciemno by gołym okiem dostrzec cokolwiek ale na taką ewentualność byliśmy wyposażeni w noktowizory. Zatrzymałam się gdy wydało mi się że mignęło mi gdzieś światełko, ale byłam pewna że tylko mi się zdawało. Gdy chciałam ruszać dalej zobaczyłam laser na drzewie, który miał być wycelowany we mnie. Niezastanawiająca się nad tym zadziałałam instynktownie. Skoczyłam w bok robiąc obrót na ziemi, i gdy byłam ustawiona w kierunku z którego został niecelnie wycelowany we mnie laser. Oddałam szybki strzał, podrywając się szybko do góry by jak najszybciej odnaleźć resztę drużyny.
- Mamy problem.- Powiedziałam biegnąc, nie musiałam mówić nic więcej bo wiedziałam że rozumieją co przez to mam na myśli.
Nie myliłam się też twierdząc że Mark musi być gdzieś w pobliżu mnie. Dobiegł do mnie szarpiąc mnie za nadgarstek tak bym skręciła za najbliższe drzewo. Zatrzymaliśmy się, choć jak na moją logikę to nie był dobry pomysł. On tu rządził a ja byłam nowa więc wolałam się z nim o to nie kłócić. Oparł dłonie o kolana zdejmując wcześniej okulary noktowizyjne, nie byłam tak pewna tego czy jesteśmy tu bezpieczni więc wyjrzałam za drzewo sporych gabarytów, sprawdzając okolicę.
- Tak na ludzki rozsądek- Zaczął po chwili.- Czy profesjonaliści machają błędnie laserem, nie udolnie próbując w ciebie wycelować?
- Emm, nie.
-No właśnie, bo tych których mamy się ewentualnie pozbyć nawet byś się nie z orientowała kiedy zarobiłabyś kulkę w plecy.- Mówił to ostrym tonem.- To musiał być jeden z bojowników ukrywających się w tej dżungli. Następnym razem to może przynieść nam spore problemy.
- Ej no stary bez przesady jest nowa, nie spinaj się tak.- W słuchawce usłyszałam Tea który staną w mojej obronie.
- Tak i dlatego jej to mówię, ciebie już bym zrugał.- Rozmowa się rozluźniła, ale nadal musieliśmy dołączyć do reszty.- Jesteście już na miejscu?
- Tak, ale wiesz.- Przerwał jakby zastanawiał się czy coś dodać- Mark może lepiej uważajcie, nie podoba mi się założenie że mamy ich z głowy, strzał Klary mógł narobić trochę zamieszania.
- Słuchaj.....- Rozejrzał się po czym dodał spokojnie.- Ehh, raczej wszystko mamy jest pod kontrolą Teo.
Wskazał głową żebym ruszała. Nie podało mi się że mam iść jako pierwsza ale nie zdążyłam zrobić nawet trzech kroków jak usłyszałam czyjeś głosy. Odwróciłam się szybko w stronę Marka, pokazywał że mam kucnąć. Bojownicy koczujący w tych lasach zwykle nie mieli nic oprócz przestarzałego karabinu ale dobrze znali te tereny. Dlatego jeśli jest ich więcej z łatwością nas znajdą jeśli się ich teraz nie pozbędziemy.
- Nie możemy tracić więcej czasu.- Szeptał.- Na mój znak ruszamy.
Mark wyjrzał za pień, wystawiając rękę w moją stronę, czekał aż nasi przeciwnicy będą w odpowiedniej odległości. Pokiwał dłonią i szybko poderwał się do góry, ruszyłam zanim słysząc za plecami:
- Vea mean, banh!
Nie znam khmerskiego ale rozumiałam odgłos wystrzału broni. Wraz z tym okrzykiem pociski zaczęły przelatywać obok mnie przebijając korę drzew. Dziękowałam Bogu że nie mieli dobrego cela. Byliśmy coraz bliżej reszty grupy, odgłosy powoli cichły ale bojownicy na pewno nie odpuszczą tak łatwo.
- Rozalia....
- Rozumiem.- Rozi była jakby drugim kapitanem, i nie lubiła jak ją tak nazywałam. Gdy słyszała zdrobnienie swojego imienia ścinała mnie wzrokiem, ale nigdy nic nie mówiła. Była jak taka opiekuńcza starsza siostra która nie chciała tego okazywać, by grać pozory.
Mark szarpną mnie tak że upadłam. Obydwoje leżeliśmy na ziemi zakryci połowicznie przez krzaki, które były tu dosłownie wszędzie. Słaba kryjówka ale raczej chodziło o to by nie przeszkadzać reszcie w pozbyciu się naszych nowych znajomych. Leżeć też nie wypada, i tak przez najbliższy tydzień Teo będzie opowiadać wszystkim jak to nas ratował... ehhhhh to będzie długi tydzień. Obróciłam się, tak by leżąc na plecach móc strzelać, tyle że nie miałam już do kogo. Mówi się że liczą się chęci ale nie w naszej robocie.
- No no no, czyż nie mówiłem że tak będzie.- Teo stanął przed nami podając mi rękę.- Miałem rację i było trzeba was ratować, naszego dzielnego, nieomylnego......
- Daj spokój.- Pola uderzyła go w tył głowy.- Nie ma teraz na to czasu, i tak straciliśmy już go sporo.
- Ruszajmy, ta garstka zaraz ściągnie resztę.

Od celu naszego zadania nie dzieliła nas zbyt długa odległość, ale teraz zaczynało być pod górkę. Dobrze wyszkoleni mordercy są cięższymi przeciwnikami niż banda nie celnie strzelających, bez dobrego wyposażenia bojowników. Dlatego mieliśmy nie robić hałasu, by po cichu zabrać to po co zostaliśmy tu wysłani i wrócić najlepiej nie zostając wykryci. Ale jak zwykle wszyło jak wyszło.

1 komentarz:

  1. Widzę, że ta zapowiedź to coś o naszych słowiańskich bogach xD Twaróg, Welon i tak dalej xD Mam nadzieję, że uda Ci się kiedyś napisać całą tą historię, ponieważ zaciekawiła mnie twoja wersja o słowiańskich bogach xD Także liczę, że kiedyś poznamy ciąg dalszy :D
    Pozdrawia Cherry xD

    OdpowiedzUsuń