Rozdział
16
Percy
Córka
Ateny zdjęła moje ręce ze swoich ramion. Kłóciliśmy się, aż
nie zobaczyłem czegoś za jej plecami.
-Annabeth...-Powiedziałem
cicho. Zniżając głos, chciałem żeby się uspokoiła, ale to nie
pomogło. Powtórzyłem głośniej, by zwróciła na mnie uwagę.-
Annabeth, cich......
-
Nie ma mowy, nie będę cicho!- Jak
nazłość musiała być jeszcze głośniej,
więc zasłoniłem jej usta dłonią. Nie spodobało się jej to i
nadal coś bełkotała. Uspokoiła się dopiero gdy zobaczyła że
patrzę na coś co jest za nią. Powoli przekręciła głową nie
zdejmując mojej dłoni ze swoich ust. Było zbyt ciemno, bym mógł
wiedzieć co to, ale na pewno nie pogardzi kolacją z herosa.
-
Annabeth, na mój znak- Dziewczyna ściągnęła moją dłoń,
patrząc na mnie groźnie.
-
Chyba śnisz, na trzy
uciekamy.
-
Dlaczego mamy uciekać.....
-
Trzy.- Krzyknęła, łapiąc mnie za przed remie i ciągnąc w stronę
obozu,
gdzie byli legioniści którzy mieli obecnie wartę.
Gdy
nas zobaczyli, po chwili z pięciu zrobiło się dwudziestu
legionistów, którzy szybko zajęli się zbłąkanym cyklopem- jak
się okazało. Tą akcją obudziliśmy połowę obozu, przez co nawet
zacząłem mu współczuć. Nie wiem jakbym się czuł, gdyby moja
potencjalna kolacja, zaczęła gonić mnie całą chmarą herosów
w piżamach i bronią która była pod ręką.
Spojrzałem
na Annabeth, wyprostowała się próbując uspokoić oddech.
-
Mówiłem że tu może być niebezpiecznie.- Uśmiechnąłem się.
Nie wiem czy to mądre mówić córce Ateny coś
w stylu
''a
niemówieniem''.
W odpowiedzi zazgrzytała tylko zębami, ignorując mnie odwracając
się w stronę legionistów.- To co, nie jesteś na mnie zła?-
Starałem się zrobić jak najsłodszą minę. Gdy przewróciła
głowę w moją stronę, wiedziałem jednak że nie będzie tak łatwo
tym razem.
-
Dupek.- Rzuciła w moją stronę, odchodząc do baraków w którym
urzędowaliśmy.
-
Ehhh, czyli mam podwójnie przerąbane.- Powiedziałem do siebie,
patrząc za nią.
Rozejrzałem
się w około gdy dziewczyna zniknęła za najbliższym rogiem. Mimo
że było już po północy, przez hałas który zrobiliśmy, było
tu tłoczno od obozowiczów jak za dnia. Miałem zamiar z tego
skorzystać, szczególnie gdy w tłumie wyparzyłem syna Hadesa.
-
Nico!- Krzyknąłem do chłopaka, podchodząc od razu do niego.
-
Co żeś znowu zrobił, bystrzaku?- Chłopak uśmiechną się do
mnie, jak zwykle przerażająco. Odkąd zaczął więcej czasu
spędzać w obozie, wyostrzył mu się żarcik. Co w jego przypadku
było nawet znacznym postępem, ale.... było trzeba domyślać się
kiedy jest to tylko niewinny żarcik, a kiedy nie.
Obejrzałem
się za siebie, zwracając uwagę na wywołane zamieszanie po czym
machnąłem ręką.
-
Mam inna sprawę. Musisz mi pomóc dostać się do Hadesu.-
Rozejrzałem się czy jesteśmy odpowiednio daleko od tego całego
zbiorowiska. Gdy już byłem pewny że nikt nas nie usłyszy,
zacząłem mu opowiadać w czym musi mi pomóc. Powiedziałem mu
wszystko, ufając że będzie trzymać język za zębami.
-
Yhmmm.- Zamyślił się gdy już skończyłem. Stał tak jeszcze
przez chwilę, ale potem klasną w dłonie, rozcierając je
następnie.- Jasne, ale jeśli mam ci pomóc to idziemy w czterech.
-
Czekaj jak to w czterech?- Zdziwiłem się, nie mogąc naliczyć tych
czterech osób. Wątpię że Will miał ochotę na obiad u rodziców
swojego chłopaka, zważywszy na to że ojciec to Hades.
-
No bo, wiesz.- Odchrząkną.- Musimy zabrać ze sobą jeszcze dwie
osoby. Mianowicie to Henry'ego i Alaske.
-
Co?- Spytałem dziwiąc się, skąd od wziął akurat córka
Afrodyty. Tym bardziej że rodzeństwo Piper zostało w naszym
obozie, przynajmniej tak mi się wydawało.- Dobra, Henry, rozumiem,
ale dlaczego Alaska? Co ona w ogóle tu robi?
-
No, oj nie ważne. Zaufaj mi, idzie i tyle.-Uśmiechną się i
poklepała mnie po ramieniu.
-
Naprawdę chcesz ją zabrać?- Pokiwał twierdząco głową.- Dobra
jak chcesz, ty będziesz mieć ją na sumieniu, i ma nie jęczeć.
-
Jasna sprawa. Czyli w drodze powrotnej się zmywamy, tak?
-
Tak. Dzięki Nico- Poczochrałem mu włosy.
Syn
Hadesa odwrócił się, odchodząc do Willa, który czekał na niego
nieopodal. Rozejrzałem się, znów panowała cisza bo herosi zdążyli
już wrócić do swoich baraków. Zastanawiałem się przez chwilę
co z sobą zrobić, nie chciałem wracać do siebie żeby całą noc
przewracać się z jednej strony na drugą. Bezpieczne wyjście
gdziekolwiek też odpadało, najdalej mogłem pójść jedynie do
stróżówki. Dwóch legionistów zapewne było na obchodzie więc
trzech musiało grzać tam dupska. Wszedłem tam, widząc to co
zakładałem.
-
Panowie bo doniosę na was, a ja na waszym miejscu bałabym się
Reyny.- Powiedziałem, dosiadając się do stołu przy którym grali
w karty.
-
Odwal się.- Borys uśmiechną się pod nosem nie odrywając wzroku
od swoich kart.- Grasz czy nie?
-
Gram, gram.- Potwierdziłem. Zajrzałem w jego karty, widząc że
trzyma dwójkę i dziewiątkę, uśmiechnąłem się bo widziałem że
Tom z którym gra chciał już spasować. Borys znów by wygrał, a
po tym jak mnie ograł nie mogę na to pozwolić.-
Tom, on blefuje.
-
Blać.- Rzucił karty.- I tak już mi wisisz pięć dolców i dwa
ciastka.- Pogroził palcu chłopakowi siedzącemu naprzeciwko, po
czym obrócił się w moją stronę.- A ciebie, to za to ogram do
gołego.
Nie
do końca wiem czy to tylko taka metafora, z Rosjanami nigdy nic nie
wiadomo.
Hej :D
OdpowiedzUsuńDoczekałam się w końcu rozdziału ,o tak .
W niektórych miejscach brakuje przecinków i pozjadałaś litery ,ale to nic .
Kurcze co ten Nico kombinuje ? I czemu Percy nie pogodził się z Ann ,przecież on z tam tond może nie wrócić ,a ona będzie tego żałować .
A tak na marginesie zapraszam na rozdział na Silene w końcu pisze je na laptopie .
Nominowałam Cię do LBA ,więcej u mnie na : http://a-new-era-of-heroes.blogspot.com/p/nominacje.h
OdpowiedzUsuńSuper rozdział! Kiedy kolejny???
OdpowiedzUsuńTen komentarz został usunięty przez autora.
OdpowiedzUsuń