-
Jeśli spotkamy tubylców tak jak ostatnio, to tym razem naprawdę
wbiję
ci ich
strzałki
w dupę!!- Krzyknęła Pola dając pstryczka w ucho dla Tea, bardziej
będąc rozbawiona tym co powiedział niż złoszcząc się na niego.
Czasami
zaczynałam się przy nich czuć jak w dziecińcu. Ciągle było
trzeba ich rozdzielać bo co chwile się przepychali, szczypali, i
Bóg wie co jeszcze gdy nie patrzyliśmy.
-
Jesteśmy..... znaczy jesteście już na miejscu.- Usłyszałam głos
Klopsika, dochodzący ze słuchawki w moim uchu.
Sprawdziłam
zapięcie swojego spadochronu, a właz samolotu zaczął się
otwierać. Trzymałam się poręczy. Przez hałas nie było już nic
słychać, więc Mark gestem dłoni pokazał że mamy już ruszać w
wyznaczonej kolejności. Pierwsza miała być Rozalia, potem Teo,
Pola, ja no i na końcu Mark. Gdy
przyszła moje kolej puściłam się, i lekkim krokiem, przez
powietrze które mnie zasysało wyskoczyłam z samolotu.
Wiedziałam
gdzie lecimy, czego możemy się tam spodziewać i o sytuacji
politycznej tego państwa by wiedzieć co, a raczej kto może kryć
się w tych lasach. Więc można powiedzieć że wiedząc to wszystko
nic nie może pójść nie tak jak powinno. Nawet
widok tego
co
widziałąm,
a raczej jego brak, mnie
nie przerażał.
Bo jak ma wyglądać dżungla po zmroku? Nie widziałam już żadnego
spadochronu, w powietrzu zostałam już tylko ja i Mark.
-
Wylądowałam.- Powiedziałam do mikrofonu w opasce na nadgarstku,
gdy
tylko moje stopy dotknęły ziemi.
Zabrałam
się
za odcinanie linek i zwijanie spadochronu, po to by nie wykryli nas
nie wcześniej niż nad ranem. Do wschodu słońca ma nas już tu nie
być. Jeśli chcieliśmy przeżyć musieliśmy działać zgodnie z
planem i tym czego zostaliśmy nauczeni.
-
Ja też.- W moim uchu zabrzmiał głos Marka.- Pola podaj
współdłużne.- Spojrzałam na swój nadgarstek który wyświetlał
współrzędne na których się znajdowałam.
-
13N 105E- Byłam od niej dalej niż się spodziewałem, zwiało mnie
za bardzo na północ i przez to byłam bliżej Marka niż jej.
Dżungla
nocą na pewno nie jest zbyt przyjazna więc zdjęłam broń z pleców
i ruszyłam w stronę grupy. Szłam rozglądając się w około, było
zbyt ciemno by gołym okiem dostrzec cokolwiek ale na taką
ewentualność byliśmy wyposażeni w noktowizory. Zatrzymałam się
gdy wydało mi się że mignęło mi gdzieś światełko, ale byłam
pewna że tylko mi się zdawało. Gdy chciałam ruszać dalej
zobaczyłam laser na drzewie, który
miał być wycelowany we mnie.
Niezastanawiająca się nad tym zadziałałam instynktownie.
Skoczyłam w bok robiąc obrót na ziemi, i gdy byłam ustawiona w
kierunku z którego został niecelnie wycelowany we mnie laser.
Oddałam szybki strzał, podrywając się szybko do góry by jak
najszybciej odnaleźć resztę drużyny.
-
Mamy problem.- Powiedziałam biegnąc, nie musiałam mówić nic
więcej bo wiedziałam że rozumieją co przez to mam na myśli.
Nie
myliłam się też twierdząc że Mark musi być gdzieś w pobliżu
mnie. Dobiegł do mnie szarpiąc mnie za nadgarstek tak bym skręciła
za najbliższe drzewo. Zatrzymaliśmy się, choć jak na moją logikę
to nie był dobry pomysł. On
tu rządził a ja byłam nowa więc wolałam się z nim o to nie
kłócić. Oparł dłonie o kolana zdejmując wcześniej okulary
noktowizyjne, nie byłam tak pewna tego czy jesteśmy tu bezpieczni
więc wyjrzałam za drzewo sporych gabarytów, sprawdzając okolicę.
-
Tak na ludzki rozsądek- Zaczął po chwili.- Czy profesjonaliści
machają błędnie laserem, nie udolnie próbując w ciebie
wycelować?
-
Emm, nie.
-No
właśnie, bo tych których mamy się ewentualnie pozbyć nawet byś
się nie z orientowała kiedy zarobiłabyś kulkę w plecy.- Mówił
to ostrym tonem.- To musiał być jeden z bojowników ukrywających
się w tej dżungli. Następnym razem to może przynieść nam spore
problemy.
-
Ej no stary bez przesady jest nowa, nie spinaj się tak.- W
słuchawce usłyszałam Tea który staną w mojej obronie.
-
Tak i dlatego jej to mówię, ciebie już bym zrugał.- Rozmowa się
rozluźniła, ale nadal musieliśmy dołączyć do reszty.- Jesteście
już na miejscu?
-
Tak, ale wiesz.- Przerwał jakby zastanawiał się czy coś dodać-
Mark może lepiej uważajcie, nie podoba mi się założenie
że mamy ich z głowy,
strzał Klary mógł narobić trochę zamieszania.
-
Słuchaj.....-
Rozejrzał się po czym dodał spokojnie.- Ehh,
raczej
wszystko mamy jest pod kontrolą Teo.
Wskazał
głową żebym ruszała. Nie podało mi się że mam iść jako
pierwsza ale nie zdążyłam zrobić nawet trzech kroków jak
usłyszałam czyjeś głosy. Odwróciłam się szybko w stronę
Marka, pokazywał że mam kucnąć. Bojownicy koczujący w tych
lasach zwykle nie mieli nic oprócz przestarzałego karabinu ale
dobrze znali te tereny.
Dlatego
jeśli
jest ich więcej z łatwością nas znajdą jeśli się ich teraz nie
pozbędziemy.
-
Nie możemy tracić więcej czasu.- Szeptał.- Na mój znak ruszamy.
Mark
wyjrzał za
pień,
wystawiając rękę w moją stronę, czekał aż nasi przeciwnicy
będą w odpowiedniej odległości. Pokiwał dłonią i szybko
poderwał się do góry, ruszyłam zanim słysząc za
plecami:
-
Vea mean, banh!
Nie
znam khmerskiego ale rozumiałam odgłos wystrzału broni. Wraz z tym
okrzykiem pociski zaczęły przelatywać obok mnie przebijając korę
drzew. Dziękowałam Bogu że nie mieli dobrego cela. Byliśmy coraz
bliżej reszty grupy, odgłosy powoli cichły ale bojownicy na pewno
nie odpuszczą tak łatwo.
-
Rozalia....
-
Rozumiem.- Rozi była jakby drugim kapitanem, i nie lubiła jak ją
tak nazywałam. Gdy słyszała zdrobnienie swojego imienia ścinała
mnie wzrokiem, ale nigdy nic nie mówiła. Była jak taka opiekuńcza
starsza siostra która nie chciała tego okazywać, by
grać pozory.
Mark
szarpną mnie tak że upadłam. Obydwoje
leżeliśmy na ziemi zakryci połowicznie przez krzaki, które
były tu dosłownie wszędzie.
Słaba kryjówka ale raczej chodziło o to by nie przeszkadzać
reszcie w pozbyciu się naszych nowych znajomych. Leżeć też nie
wypada, i tak przez najbliższy tydzień Teo będzie opowiadać
wszystkim jak to nas ratował... ehhhhh
to będzie długi tydzień. Obróciłam się, tak by leżąc na
plecach móc strzelać, tyle że nie miałam już do kogo. Mówi się
że liczą się chęci ale nie w naszej robocie.
-
No no no, czyż nie mówiłem że tak będzie.- Teo stanął przed
nami podając mi rękę.- Miałem rację i było trzeba was ratować,
naszego dzielnego,
nieomylnego......
-
Daj spokój.- Pola uderzyła go w tył głowy.- Nie ma teraz na to
czasu, i tak straciliśmy już
go sporo.
-
Ruszajmy, ta garstka zaraz ściągnie resztę.
Od
celu naszego zadania nie dzieliła nas zbyt długa odległość, ale
teraz zaczynało być pod górkę. Dobrze wyszkoleni mordercy są
cięższymi przeciwnikami niż banda nie celnie strzelających, bez
dobrego wyposażenia bojowników. Dlatego mieliśmy nie robić
hałasu, by po cichu zabrać to po co zostaliśmy tu wysłani i
wrócić najlepiej nie zostając wykryci. Ale jak zwykle wszyło jak
wyszło.
XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
To tak w zamian za brak rozdziału, którego nie mogę jakoś skończyć :P Co do tego One- Shota, to jest to jeden z moich pomysłów na kolejną serię. Ale na razie muszę skończyć tą obecną, a do tego czasu może mi się odwidzieć i zacznę wgl coś innego :P
XXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXXX
To tak w zamian za brak rozdziału, którego nie mogę jakoś skończyć :P Co do tego One- Shota, to jest to jeden z moich pomysłów na kolejną serię. Ale na razie muszę skończyć tą obecną, a do tego czasu może mi się odwidzieć i zacznę wgl coś innego :P
Ty mnie odwiedzasz na moich blogach ,więc ja cię odwiedzę na tym . Historia bardzo fajna ,ale jedno małe ,,ale'' ja chce rozdział .
OdpowiedzUsuń