Rozdział
11
Percy
Podszedłem
do Annabeth, która pochylała się nad jakąś książką, i
zasłoniłem jej oczy dłońmi. Córka Ateny wyprostowała się
łapiąc mnie za nadgarstki zdejmując moje dłonie ze swojej twarzy.
-
Cześć.- Powiedziała całując mnie gdy usiadłem obok mnie.-
Rozumiem że idziemy na ognisko.
-
Nie.- Odpowiedziałem a dziewczyna ponownie złapała mnie za lewy
nadgarstek, tak by móc sprawdzić godzinę na moim zegarku.- Auu to
boli, i tak za chwile jest ognisko, ale my na nie się nie wybieramy.
-
Powinniśmy na nie iść.- Annabeth zaczęła mnie umoralniać.
-
A masz ochotę siedzieć na ognisku?- Spytałem.
-
Nie..
-
Więc idziemy gdzie indziej.
Chwyciłem
ją za dłoń i ruszyliśmy nie gdzie indziej jak nad jezioro.
Dziewczyna nie protestowała zbytnio, więc uznałem to za dobry
omen. Usiedliśmy razem na pomoście słysząc śpiew dzieciaków od
Apolla.
-
Słyszysz?- Spytałem.
-
Ymm, nic poza świerszczami i dzieciakami od Apolla.- Odpowiedziała
nie pewnie nie wiedząc o co mi chodzi.
-
No i widzisz można powiedzieć że prawie
jesteśmy na ognisku.- Odpowiedziałem radośnie.
-
Niech cie będzie.- Uśmiechnęła się słabo.
Annabeth
wtuliła się we mnie a ja odwzajemniając to obejmując ją. Przed
nami słońce zachodziło coraz szybciej, z
krzaków słychać
było świerszcze. Z oddali dobiegały odgłosy dzieciaków z
ogniska, śmiech i śpiew obozowiczów niósł się po lesie
dobiegając aż do nas. Można by powiedzieć że było całkiem
romantycznie gdyby nie to że przeważnie przesiadujemy nad jeziorem.
Ja lubię te miejsce, bo czuję się tu bliżej ojca, i czuję tu
spokój ale nigdy nie zastanawiałem się nad tym czy Annabeth wciąż
lubi przesiadywanie nad jeziorem. Chyba czas bardziej się postarać
ale dziś niech jeszcze zostanie tak jak jest. Spojrzałem na córeke
Ateny, jak zwykle była zamyślona.
-
Nad czym tak myślisz?- Spytałem a dziewczyna odsunęła się
odemnie, wpatrując się w jakiś oddalony punkt.
-
Zastanawiam się nad jutrzejszym dniem, znaczy, droga do San
Francisco wynosi 4676km, jadąc pociągiem zajmie nam to około
osiemnastu godzin....- Dziewczyna zaczęła przedstawiać dokładny
plan jutrzejszej podróży. Przewróciłem oczami, choć to nie
nowość że na pytanie o czym myśli, prawiła mi długie kazania
często o tym o czym nie miałem zielonego pojęcia. Tym razem ją
rozumiałem ale i tak postanowiłem że najlepiej będzie jeśli ją
uciszę. Przybliżyłem się do niej tak że nasze twarze dzieliły
centymetry których nie chciałem więc po chwili nasze usta się
złączyły. Na początku była zdezorientowana a nasz pocałunek
delikatny, ale z chwilą objem ją w tali a Annabeth owinęła ręce
na moim karku, wplatając swoje palce we włosy. Nasze wargi zaczęły
ze sobą współpracować, pocałunek stawał się coraz
namiętniejszy. Nie wiem ile nam to zajęło ale dla mnie trwało to
chwile, która była za krótka. Nasze czoła wciąż się stykały a
ja nie otwierałem oczu.
-
Chciałabym żeby ta chwila mogła trwać wiecznie.- Annabeth szeptem
przerwała ciszę.
-
Tego nie mogę zrobić.- Powiedziałem cicho nie odsuwając się od
niej, patrzyłem
w jej szare oczy.-
ale możemy to powtórzyć.- Uśmiechnąłem się szerzej, ponownie
się do niej nachylając.
******
Kolejny
dzień był ciężki sam w sobie. Cały dzień w podróży, nuda,
ciągłe siedzenie w połączeniu z ADHD było męką. Późną nocą
dotarliśmy do motelu w którym mieliśmy zatrzymać się na noc. Z
rana wyruszyliśmy do Obozu Jupitera, ale tym razem byliśmy już
sami, tylko nasza czwórka, tak jak obiecaliśmy Jasonowi.
Przestrzeń
przed obozem wyglądała
jak pole niekończącej się bitwy. Piach i rowy w których
znajdowali się herosi, którzy działali jak przystało na rzymian,
zorganizowani jak zawsze. Na komendę ruszali pozbywając się
kolejnych potworów, gdy nie wielka grupa składająca się z pięciu
osób, osłaniając nas byśmy bezpiecznie dotarli do obozu. Jak się
okazało mieli rozkaz doprowadzić nas do samego senatu, co
nieszczególnie mi się podobało przynajmniej do czasu gdy doszła
do nas Hazel. Szliśmy dalej nie zatrzymując się, gdy tylko
zwalnialiśmy rzymianie za nami nas poganiali, przez co jeszcze
bardziej czułem się tak jak by czekała na nas egzekucja.
-
Mieliście nam pomóc dostać się do obozu.- Zauważyła Annabeth.-
Przecież możemy iść z Hazel.
Córka
Plutona się nie odzywała a dwóch rzymian idących na przodzie
wymieniło spojrzenie, nieme
pytanie typu ''który wciska kit''.
-
Nie idziemy do senatu tylko do pokoju w którym rozmawiamy z nowo
przybyłymi herosami. Oktawian kazał dla bezpieczeństwa doprowadzić
was do samego pokoju.
Żadne
z nas nie dyskutowało, Hazel też nie podejmowała z nimi rozmowy
więc próbowałem się uspokoić myślą że wszystko idzie zgodnie
z planem.
W
pokoju na
środku stał sam stół bez krzeseł jak dawniej,
oprócz tego gołe ściany, od ostatniej mojej wizyty zrobiło się
tu bardziej nie przyjemnie. W równym szeregu za naszymi plecami
ustawiła się piątka rzymskich herosów. Po
chwili do pokoju weszły kolejne trzy osoby. Było ich słychać już
przed drzwiami, ale przestali rozmawiać od razu po przekroczeniu
progu. Liczyłem tylko na to że Jason który był w gronie tej
trójki,
doszedł z nimi do jakiegoś sensownego porozumienia, i że załatwimy
to szybko. Oprócz syna Jupitera do pomieszczenia wszedł Oktawian i
jeszcze jeden chłopak
którego nie kojarzyłem. Annabeth zapewne chciała zacząć rozmowę
gdy nieznany mi blondyn wymienił spojrzenie z jednym z legionistów.
Nie zdążyłem się nawet obrócić jak poczułem że ktoś mnie
łapie, blokując mi
ręce
z tyłu, zresztą moich przyjaciół było tak samo. Nie mogłem
uwierzyć że to była zasadzka.
-
Co to ma być?!- Warknąłem.
-
Myślałeś że nagle ja chcę się z wami pojednać?- Oktawian
odpowiedział mi pytaniem retorycznym, które aż ociekało kpiną.-
Teraz mam władzę i wreszcie mogę się was pozbyć.
-
Tak, myślałem że nasz przyjaciel
był
w stanie dokonać tego
że nie będziesz w stanie się nas pozbyć.-
Wymownie spojrzałem na Jasona powtarzając swoje pytanie.- Co to ma
być?!
-
Ehh, posłuchaj
mam w tym swój profit.- Blondyn wykrzywił usta w uśmiech.- O jedno
dziecko wielkiej trójki mniej, no nie?
-
Ej, stary o czym mówisz- Leo wyglądał tak jakby dostał mocny cios
w brzuch.
-
Jak mogłeś?- Hazel
spytał łamiącym głosem.-
Jak mogłeś nam to zrobić, po tym wszystkim gdy tylko dostałeś
okazję by pozbyć się........ konkurencji? Za nią nas uważałeś?
Zapadła
cisza, uśmiech znikł z twarzy syna Jupitera. Spojrzałem na Hazel
która miała łzy w oczach, nie dziwiłem się jej że tak to
przeżywa po ostatnich tygodniach. Za nią stała Piper ze spuszczoną
głową, to właśnie ona mogła czuć się najbardziej oszukana.
-
Zakończmy to.-
Rozkazał Jason, najwidoczniej mając dość słuchania naszych
osądów.- Wyprowadzić ich.
Legioniści
posłusznie wysłuchali jego polecenia, wychodząc z nami. Oczywiście
po drodze szarpaliśmy się stawiając bezsensowny opór
ale
ostatecznie i tak trafiliśmy do celi. Spory pokój bez niczego, nie
licząc drzwi.
-------------------------------------------------------
CZYTASZ=KOMENTUJESZ
Na koniec pochwalę się jeszcze że w końcu udało mi się zrobić zakładkę z bohaterami, choć nie wszystko mi się w niej podoba ale to już wam zostawiam do oceny XD
Rozdział cudny ;3 ♥
OdpowiedzUsuńKońcówka taka, że chce się dalej <3
Co do bohaterów...
LEO VALDEZ TO CDYLAN OBIERN KOCHAM CIE ZA TO NORMALNIE <3
Zakładka bardzo fajna i pożyteczna oczywiście :D
Pozdrawiam i zapraszam do siebie ;)
~ Julie
dalsze-losy-herosow.blogspot.com
na reszcie znalazłam czas by skomentować .
OdpowiedzUsuńPercabeth -.-
Końcówka nieziemska i czekam na next
Jak możesz z Oktawiana robić tego złego ? On poległ należy mu się szacunek .
Dobra przeczytałam to już wczoraj, ale dopiero dziś wstawiam koma xD
OdpowiedzUsuńPowiem, że rozdział niesamowity xD Ten początek xD Normalnie cudeńko xD Tylko czemu Ann zawsze musi tak o wszystkim rozmyślać xD I skąd ona wie ile to będzie dokładnie km? xD Ja nie wiem jak ona to może pamiętać xD Z tego co przeczytałam, to chyba z Jasonka zrobił się potwór... Ale nie ważne co ja myślę xD Kończę tego koma, bo jak zacznę się rozpisywać to Ty cały dzień spędzisz na czytaniu tego koma, a nie na pisaniu rozdziała xD A ja nie lubię długo czekać xD Więc czekam na nexta xD
Pozdrawia Cherry xD
PS: Sorry za błędy xD
Fajny rozdział :-)
OdpowiedzUsuńJa zawsze wiedziałam, że Jason jest nieteges...chociaż coś czuję, że go nawrócisz :-)
Co tu dodać...Aha. Super, że było Percabeth. Ich parę minut opisałaś bezbłędnie.
Pozdrawiam Aria