wtorek, 18 listopada 2014

Rozdział 11

Rozdział 11
Percy
Podszedłem do Annabeth, która pochylała się nad jakąś książką, i zasłoniłem jej oczy dłońmi. Córka Ateny wyprostowała się łapiąc mnie za nadgarstki zdejmując moje dłonie ze swojej twarzy.
- Cześć.- Powiedziała całując mnie gdy usiadłem obok mnie.- Rozumiem że idziemy na ognisko.
- Nie.- Odpowiedziałem a dziewczyna ponownie złapała mnie za lewy nadgarstek, tak by móc sprawdzić godzinę na moim zegarku.- Auu to boli, i tak za chwile jest ognisko, ale my na nie się nie wybieramy.
- Powinniśmy na nie iść.- Annabeth zaczęła mnie umoralniać.
- A masz ochotę siedzieć na ognisku?- Spytałem.
- Nie..
- Więc idziemy gdzie indziej.
Chwyciłem ją za dłoń i ruszyliśmy nie gdzie indziej jak nad jezioro. Dziewczyna nie protestowała zbytnio, więc uznałem to za dobry omen. Usiedliśmy razem na pomoście słysząc śpiew dzieciaków od Apolla.
- Słyszysz?- Spytałem.
- Ymm, nic poza świerszczami i dzieciakami od Apolla.- Odpowiedziała nie pewnie nie wiedząc o co mi chodzi.
- No i widzisz można powiedzieć że prawie jesteśmy na ognisku.- Odpowiedziałem radośnie.
- Niech cie będzie.- Uśmiechnęła się słabo.
Annabeth wtuliła się we mnie a ja odwzajemniając to obejmując ją. Przed nami słońce zachodziło coraz szybciej, z krzaków słychać było świerszcze. Z oddali dobiegały odgłosy dzieciaków z ogniska, śmiech i śpiew obozowiczów niósł się po lesie dobiegając aż do nas. Można by powiedzieć że było całkiem romantycznie gdyby nie to że przeważnie przesiadujemy nad jeziorem. Ja lubię te miejsce, bo czuję się tu bliżej ojca, i czuję tu spokój ale nigdy nie zastanawiałem się nad tym czy Annabeth wciąż lubi przesiadywanie nad jeziorem. Chyba czas bardziej się postarać ale dziś niech jeszcze zostanie tak jak jest. Spojrzałem na córeke Ateny, jak zwykle była zamyślona.
- Nad czym tak myślisz?- Spytałem a dziewczyna odsunęła się odemnie, wpatrując się w jakiś oddalony punkt.
- Zastanawiam się nad jutrzejszym dniem, znaczy, droga do San Francisco wynosi 4676km, jadąc pociągiem zajmie nam to około osiemnastu godzin....- Dziewczyna zaczęła przedstawiać dokładny plan jutrzejszej podróży. Przewróciłem oczami, choć to nie nowość że na pytanie o czym myśli, prawiła mi długie kazania często o tym o czym nie miałem zielonego pojęcia. Tym razem ją rozumiałem ale i tak postanowiłem że najlepiej będzie jeśli ją uciszę. Przybliżyłem się do niej tak że nasze twarze dzieliły centymetry których nie chciałem więc po chwili nasze usta się złączyły. Na początku była zdezorientowana a nasz pocałunek delikatny, ale z chwilą objem ją w tali a Annabeth owinęła ręce na moim karku, wplatając swoje palce we włosy. Nasze wargi zaczęły ze sobą współpracować, pocałunek stawał się coraz namiętniejszy. Nie wiem ile nam to zajęło ale dla mnie trwało to chwile, która była za krótka. Nasze czoła wciąż się stykały a ja nie otwierałem oczu.
- Chciałabym żeby ta chwila mogła trwać wiecznie.- Annabeth szeptem przerwała ciszę.
- Tego nie mogę zrobić.- Powiedziałem cicho nie odsuwając się od niej, patrzyłem w jej szare oczy.- ale możemy to powtórzyć.- Uśmiechnąłem się szerzej, ponownie się do niej nachylając.
******
Kolejny dzień był ciężki sam w sobie. Cały dzień w podróży, nuda, ciągłe siedzenie w połączeniu z ADHD było męką. Późną nocą dotarliśmy do motelu w którym mieliśmy zatrzymać się na noc. Z rana wyruszyliśmy do Obozu Jupitera, ale tym razem byliśmy już sami, tylko nasza czwórka, tak jak obiecaliśmy Jasonowi.
Przestrzeń przed obozem wyglądała jak pole niekończącej się bitwy. Piach i rowy w których znajdowali się herosi, którzy działali jak przystało na rzymian, zorganizowani jak zawsze. Na komendę ruszali pozbywając się kolejnych potworów, gdy nie wielka grupa składająca się z pięciu osób, osłaniając nas byśmy bezpiecznie dotarli do obozu. Jak się okazało mieli rozkaz doprowadzić nas do samego senatu, co nieszczególnie mi się podobało przynajmniej do czasu gdy doszła do nas Hazel. Szliśmy dalej nie zatrzymując się, gdy tylko zwalnialiśmy rzymianie za nami nas poganiali, przez co jeszcze bardziej czułem się tak jak by czekała na nas egzekucja.
- Mieliście nam pomóc dostać się do obozu.- Zauważyła Annabeth.- Przecież możemy iść z Hazel.
Córka Plutona się nie odzywała a dwóch rzymian idących na przodzie wymieniło spojrzenie, nieme pytanie typu ''który wciska kit''.
- Nie idziemy do senatu tylko do pokoju w którym rozmawiamy z nowo przybyłymi herosami. Oktawian kazał dla bezpieczeństwa doprowadzić was do samego pokoju.
Żadne z nas nie dyskutowało, Hazel też nie podejmowała z nimi rozmowy więc próbowałem się uspokoić myślą że wszystko idzie zgodnie z planem.
W pokoju na środku stał sam stół bez krzeseł jak dawniej, oprócz tego gołe ściany, od ostatniej mojej wizyty zrobiło się tu bardziej nie przyjemnie. W równym szeregu za naszymi plecami ustawiła się piątka rzymskich herosów. Po chwili do pokoju weszły kolejne trzy osoby. Było ich słychać już przed drzwiami, ale przestali rozmawiać od razu po przekroczeniu progu. Liczyłem tylko na to że Jason który był w gronie tej trójki, doszedł z nimi do jakiegoś sensownego porozumienia, i że załatwimy to szybko. Oprócz syna Jupitera do pomieszczenia wszedł Oktawian i jeszcze jeden chłopak którego nie kojarzyłem. Annabeth zapewne chciała zacząć rozmowę gdy nieznany mi blondyn wymienił spojrzenie z jednym z legionistów. Nie zdążyłem się nawet obrócić jak poczułem że ktoś mnie łapie, blokując mi ręce z tyłu, zresztą moich przyjaciół było tak samo. Nie mogłem uwierzyć że to była zasadzka.
- Co to ma być?!- Warknąłem.
- Myślałeś że nagle ja chcę się z wami pojednać?- Oktawian odpowiedział mi pytaniem retorycznym, które aż ociekało kpiną.- Teraz mam władzę i wreszcie mogę się was pozbyć.
- Tak, myślałem że nasz przyjaciel był w stanie dokonać tego że nie będziesz w stanie się nas pozbyć.- Wymownie spojrzałem na Jasona powtarzając swoje pytanie.- Co to ma być?!
- Ehh, posłuchaj mam w tym swój profit.- Blondyn wykrzywił usta w uśmiech.- O jedno dziecko wielkiej trójki mniej, no nie?
- Ej, stary o czym mówisz- Leo wyglądał tak jakby dostał mocny cios w brzuch.
- Jak mogłeś?- Hazel spytał łamiącym głosem.- Jak mogłeś nam to zrobić, po tym wszystkim gdy tylko dostałeś okazję by pozbyć się........ konkurencji? Za nią nas uważałeś?
Zapadła cisza, uśmiech znikł z twarzy syna Jupitera. Spojrzałem na Hazel która miała łzy w oczach, nie dziwiłem się jej że tak to przeżywa po ostatnich tygodniach. Za nią stała Piper ze spuszczoną głową, to właśnie ona mogła czuć się najbardziej oszukana.
- Zakończmy to.- Rozkazał Jason, najwidoczniej mając dość słuchania naszych osądów.- Wyprowadzić ich.

Legioniści posłusznie wysłuchali jego polecenia, wychodząc z nami. Oczywiście po drodze szarpaliśmy się stawiając bezsensowny opór ale ostatecznie i tak trafiliśmy do celi. Spory pokój bez niczego, nie licząc drzwi. 
-------------------------------------------------------
CZYTASZ=KOMENTUJESZ 
Na koniec pochwalę się jeszcze że w końcu udało mi się zrobić zakładkę z bohaterami, choć nie wszystko mi się w niej podoba ale to już wam zostawiam do oceny XD 

4 komentarze:

  1. Rozdział cudny ;3 ♥
    Końcówka taka, że chce się dalej <3
    Co do bohaterów...
    LEO VALDEZ TO CDYLAN OBIERN KOCHAM CIE ZA TO NORMALNIE <3
    Zakładka bardzo fajna i pożyteczna oczywiście :D
    Pozdrawiam i zapraszam do siebie ;)
    ~ Julie
    dalsze-losy-herosow.blogspot.com

    OdpowiedzUsuń
  2. na reszcie znalazłam czas by skomentować .
    Percabeth -.-
    Końcówka nieziemska i czekam na next
    Jak możesz z Oktawiana robić tego złego ? On poległ należy mu się szacunek .

    OdpowiedzUsuń
  3. Dobra przeczytałam to już wczoraj, ale dopiero dziś wstawiam koma xD
    Powiem, że rozdział niesamowity xD Ten początek xD Normalnie cudeńko xD Tylko czemu Ann zawsze musi tak o wszystkim rozmyślać xD I skąd ona wie ile to będzie dokładnie km? xD Ja nie wiem jak ona to może pamiętać xD Z tego co przeczytałam, to chyba z Jasonka zrobił się potwór... Ale nie ważne co ja myślę xD Kończę tego koma, bo jak zacznę się rozpisywać to Ty cały dzień spędzisz na czytaniu tego koma, a nie na pisaniu rozdziała xD A ja nie lubię długo czekać xD Więc czekam na nexta xD
    Pozdrawia Cherry xD
    PS: Sorry za błędy xD

    OdpowiedzUsuń
  4. Fajny rozdział :-)
    Ja zawsze wiedziałam, że Jason jest nieteges...chociaż coś czuję, że go nawrócisz :-)
    Co tu dodać...Aha. Super, że było Percabeth. Ich parę minut opisałaś bezbłędnie.
    Pozdrawiam Aria

    OdpowiedzUsuń