sobota, 3 stycznia 2015

Rozdział 13

Rozdział 13
Annabeth
Zupełnie zgubiłam rachubę czasu.
Przez brak okna czy czegokolwiek przez co mogły by się do nas przedrzeć promienie słoneczne, nie miałam pojęcia czy jest dzień czy noc. Odwiedziny Jasona i tego drugiego też nie wiele mi mówiły, mogli przyjść rankiem lub wieczorem. Dołowało mnie to jeszcze bardziej bo wiedziałam bo wiedziałam co ma się wydarzyć jutrzejszego dnia, a raczej już dzisiejszego. Minęło już pewnie parę dobrych godzin od mojej rozmowy z Clariss. Usiadłam opierając się plecami o ścianę. Czas płyną dalej a ja czekałam aż coś się wydarzy, bo przecież w końcu coś się musi wydarzyć. Wpatrywałam się w drzwi które wreszcie się otworzyły. W korytarzu przed naszą celą pojawił się młody legionista w pełnym umundurowaniu. Mógł mieć góra czternaście lat dlatego wydawał mi się przestraszonym dzieciakiem. Spięty szedł przed siebie starając się nie zwracać na nas uwagi. Musiał być nowy albo bardzo skonfundowany szybką zmianą władzy w Nowym Rzymie. Był tak spięty że gdy Hazel poderwała się do góry podchodząc do krat, chłopak podskoczył. Korytarz był wąski a on szedł zbyt blisko krat więc córka Plutona mogła swobodnie chwycić go za ramie. Odskoczył od niej momentalnie, wciskając się w ścianę. Oczy chłopaka były szeroko otwarte, zrobił się biały jak mąka, wyglądał jakby miał zwymiotować. Dziwiło mnie jak Hazel może wzbudzić w kimś tak strach, ale coś mi podpowiadało że nie jej się tak boi.
- Joe.- Dziewczyna starała się mówić przyjaźnie.- Czy możesz mi dać swój zegarek.- Hazel jakby czytała mi w myślach, ale z drugiej strony wiedziałam że jeśli ma jakiś pomysł jak nas stąd wydostać i to przy wykorzystaniu tego bałaganu, to też musi się dowiedzieć która jest godzina.
- N..nie wolno mi.- Legionista miał zadurzy hełm który teraz mu się zsuną na lewą stronę. Chłopak tak się trząsł i był nieporadny że chcąc go poprawić strącił go z głowy na ziemie.
- Joe, proszę Cie tylko o zegarek by wiedzieć jaką mamy godzinę.- Mówiła spokojnie, w jej głosie nie dało się wyczuć choćby nuty desperacji którą musiała teraz czuć. Niestety chłopak nie wyglądał na przekonanego.
- Joe- Imię chłopaka wypowiedziane z ust Piper najsłodszym głosem na jaki było ją teraz stać spowodowało że chłopak wpatrywał się w nią jak zahipnotyzowany. Dobrze że nie zaczął się jeszcze ślinić~pomyślała przewracając oczami.- Oddaj jej zegarek.
Joe pokiwał głową posłusznie wyciągając dłoń z zegarkiem w stronę Hazel. Córka Plutona złapała za jego nadgarstek przyciągając chłopaka do siebie. Legionista z hukiem uderzył o kraty po czym osuną się na ziemię. Wszystkie twarze były w zrucone w stronę Hazel, dziewczyna nawet nie kucnęła by sprawdzić która jest godzina, po prostu odwróciła się i szybkim krokiem przeszła na drugi koniec celi.
- Od dziś przestaje przy tobie nosić zegarek, Panno Levesque.- Leo przerwał ciszę.
- Problem w tym że ty go właśnie nie nosisz- Piper miała słabe poczucie czasu w wytykaniu braku punktualności.- Mógłbyś wreszcie …....
- Chcecie się stąd wydostać, czy nie?- Hazel sprowadziła ich na ziemię przypominając że wciąż jesteśmy zamknięci.
- Ten dzieciak ma klucze?- Percy przeszedł do rzeczy.
- Nie, nie dali by mu kluczy. Pomóż mi.- Hazel wskazał płytę, po przesunięciu jej przez Percego i Leona ukazał się tunel prowadzący jak mniemam do wyjścia.- To by było za proste, ten legionista miał tylko nas pilnować czy niczego nie kombinujemy przed rozpoczęciem się tej rzezi jaką zaplanował Oktawian.
- Jakiej rzezi?!- Ugryzłam się w język bo dopiero teraz skleiłam wszystkie fakty, więc szybko zmieniłam temat.- A ten tunel!- Powiedział to zbyt głośno, Hazel spojrzała namnie jak na wariatkę.
- Wiedziałam co chce zrobić i to że jesteśmy następni. Przygotowałam ten tunel i zostało tylko czekać aż nas tu wrzucą.
- Skąd wiedziałaś że akurat tu nas wrzucą?- Dopytywałam.- Przecież obóz Jupitera musi mieć wiele takich i zapewne gorszych lochów.
- Nie miej nas za potworów.- W jej głosie było słychać zrezygnowanie tą rozmową.- Później wam to wytłumaczę, teraz zbliżamy się do wyjścia.
Jason
Legioniści byli już prawie gotowi, powoli zaczęli formować szyki. Cezar jak i Gerald gdzieś przepadli, choć to akurat mi nie przeszkadzało. Musiałem zając się Oktawianem, wiedziałem gdzie jest więc jak najszybciej chciałem przedrzeć się przez ten zgiełk ludzi. Przebiegłem przez koszary o mało nie wpadając jak oparzony przed barak który zajął nowy pretor. Przed drzwiami zawsze stoi Mike i ktoś jeszcze, jeśli tam wbiegnę mogę mieć kłopoty. Oktawian na pewno mi nie ufał i kazał synowi Wenus na mnie uważać. Wziąłem głęboki wdech po czym wyszedłem zza rogu.
- Stać.- Zatrzymał mnie Mike wystawiając w moją stronę dłoń.- Znasz zasady.
- Tak.- Odpiąłem miecz podając mu go.- Mogę?- Spytałem przypominać mu po co tu jestem.
Oktawian patrzył na mapę która przedstawiała pole dzisiejszej bitwy. Pionki na planie przypominały plan wielkiej bitwy. Takiej o której pisano by pieśni sławiące bohaterów i tworzono legendy przez kolejne stulecia. A nie takiej w której średnia wieku wynosi siedemnaście lat i ma być bratobójcza.
- Coś chcesz czy tylko tak przyszedłeś się pogapić na plany?- Gotowało się we mnie gdy zgrywał pana wszystkich i wszystkiego.- Chyba masz coś do roboty.
- Wszystko jest tak jak ma być.- Odpowiedziałem.- Gdzie jest Cezar?
- Nie powinno cię to obchodzić.- Nie obeszła mnie jego uwaga ale musiałem się do niego zbliżyć. Obszedłem stół nad którym się pochylaliśmy, tak by stanąć z nim twarzą w twarz.
- Siedzimy w tym razem, więc mnie to obchodzi.- Wysyczałem szturchając do w ramie. Oktawian nie zważając na to podszedł do biurka na którym znajdował się kielich bodajże z winem, chyba że na dziś postawił na coś mocniejszego.- Radzę ci uważać na to co mówisz.- Spojrzał na mnie przez ramie. Wypił całą zawartość swojego kielicha, będąc odwróconym do mnie. Postanowiłem że trzeba zakończyć te farsę, a on w tej chwili stworzył mi do tego odpowiednią sytuację. Był o krok odemnie więc założenie szybkiego chwytu nie stanowiło wielkiego problem. Powaliłem go na kolana podduszając go tak by nie mógł wezwać pomocy spod drzwi.
- Co zrobiłeś z Frankiem i Reyną.- Poluźniłem uchwyt by mógł mówić.
- Nic.- Wycharczał próbując się uwolnić.- Sądzisz że drugi raz zrobił bym to samo, nadarzyła się okazja więc ją wykorzystałem.
- Gadaj, bo cię zaduszę!- Naciskałem na niego trochą za głośno, do baraku wszedł Mike. Na stole leżał sztylet wnuka Apolla, sięgnąłem po niego co zatrzymało legionistów.- Gadaj!
- To Cezar wszystko wymyślił, więc to pewnie on pozbył się naszych starych pretorów.- Ta wiadomość przykuła nie tylko moją uwagę.- Nie ufałem waszej dwójce, kazałem Mike'owi śledzić ciebie a Joshua miał śledzić Cezara. Znalazł wejście do podziemi.
- Jakich podziemi?
- Pod całym obozem który obróci w pył jeśli mu się dziś nie powiedzie.
******
Joshua, legionista który był z Mike'em, powiedział mi że wejście jest w świątyni Plutona. Nie mylił się, blat ołtarza był odsunięty a zanim znajdowały się schody prowadzące do podziemi. Cezar nawet nie próbował zatrzeć za sobą śladów, wiedział że jeśli ktoś za nim pójdzie będzie to oznaczało jego porażkę. Musiałem dostać się do centrum podziemi, ułatwiły mi to odgłosy niosące się pustymi korytarzami. Nie robiło to na mnie większego wrażenia do puki nie stanąłem nad centrum, panorama podziemnego Rzymu. Domu, uliczki, fontanny, posągi olimpijczyków, wszystko wyglądało jakby było zostało zbudowane tysiące lat temu a następnie zagrzebane pod ziemią tak by było niedostępne dla ludzi. Temu wszystkiemu uroku dodawało światło bijące z setek palenisk które miały oświetlać ulice, przez to wydawało się jakby nie do końca było opustoszałe. Cezar musiał to wszystko zapalić by łatwiej móc się tu poruszać, i przeszukać te wszystkie pomieszczenia. Sklepienie było wysokie, stykał się z nim jeden budynek, centralnie położona wieża, wszystkie drogi zbiegały w jej kierunku. Biegłem a każdy krok niósł się echem.
Wnętrze budynku wyglądało jak środek ogromnego zegara. Pełno wielkich zapadni i przekładni, pomiędzy którymi wypatrzyłem Cezara.
- Czego ty tak właściwie chcesz, co?- Zawołałem podchodząc do niego.
- Jeśli nie chwałą to....- Przerwał by znaleźć odpowiednie słowa.- Ach pieprzyć to, po prostu to wszystko zniszczę.- Odwrócił się w moją stronę.- W tej wierzy jest jakby cały mechanizm, obraca całym sklepieniem i nawet niektórymi ulicami z domami zmieniając ich szyk. Ale przechodząc już do sedna, więc jak zmienisz obydwa szyki naraz wszystko się zawali.- Otarł dłonią czoło pozostawiając na nim smugę smar, po czym wskazał na dwie największe dźwignie.- Nie pytaj mnie dlaczego tak to chujowo zrobili, bo nie wiem, ale mi to nie przeszkadza, rozpieprzę to raz a porządnie.
Przestawił dwie dźwignie i wszystko zaczęło głośno terkotać, pomieszczenie wypełniło się odgłosem pękających ścian. Ruszyłem w stronę Cezara który wyją swój miecz i rzucił się z nim na mnie. Uniknąłem jego ciosu, nawet nie zdążyłem spróbować pchnąć go mieczem. Robiąc krok w przód obrócił się w moją stronę. Opuszczając klingę niżej szykował się do cięcia płasko w lewe biodro. Wysunąłem lewą nogę do przodu odbijając jego cięcie i szykując się do skoku. Chciałem tym ruchem wybić do z rytmu i zadać cios w jego prawe ramie. Ale Cezar jak widać znał ten manewr, złapał mnie za nadgarstek zatrzymując mój atak. Wymierzył mi cios z pięści w żebra a następnie oberwałem z jego czoła pomiędzy oczy. Odtoczyłem się do tyłu padając na plecy. Ściany jeszcze bardziej pękały, było słychać coraz większe trzaski, a ja dostawałem po dupsku od syna Ceres. Zacząłem powoli się podnosić a Cezar przybliżył się do mnie tak że dzielił nas tylko metr. Rzuciłem się na niego przewracając go i uderzyłem go płazem w głowę. Za słabo by go ogłuszyć więc szybko mnie odepchną. Po chwili oboje słabo staliśmy na nogach. Nie zamierzałem czekać aż zada mi serię w którym jeden przejdzie przezemnie na wylot. Zacząłem wyprowadzać ciosy a raczej uderzać w niego na oślep. Cezar z każdym cios odparowywał co raz pewniej, nie licząc jednego. Końcem miecza przejechałem po jego lewej stronie twarzy. Cięcie nie było zbyt silne, ale przechodziło od brody aż po sam koniec czoła. Cezar zapatoczył się do tyłu trzymając się za zakrwawioną twarz.
- I tak miałam się już zmywać.- Uśmiechną się półgębkiem.- Zobaczymy się jeszcze za to, Grace.

Wszystko zaczęło się walić od prawej strony. Przestawiłem jedną dźwignię ale druga była zablokowana. Spojrzałem na sklepienie w którym szczeliny były coraz większe, powoli zaczynało przez nie świtać. Zacząłem przeglądać mechanizm i po chwili zauważyłem pręt który musiał wcisnąć tam Cezar. Zacząłem siłować się z tym prętem, złamał się po chwili a dość długi odłam wbił mi się w lewy bark przebijając go na wylot. Chwiejąc się podszedłem do dźwigni i przestawiłem ją. Terkot ucichł ale część podziemia i tak się waliła więc zacząłem się wycofywać. Jeden z kamieni które spadały ze sklepienia uderzył przewracając pod przewracający się kamienny filar. Czułem ogromny ból w całej lewej stronie ciała przez który urwał mi się film.........

4 komentarze:

  1. Rozdział bardzo fajny . W niektórych miejscach brakuje przecinków ,ale każdemu może się zapomnieć wstawić ten przecinek nie jesteśmy robotami , Jedno pytanie co z Annabeth ,Percy'm i resztą . Jason zginie prawa . Tak niech ginie . Oktawianie czemu każdy robi z ciebie złego ? Mam nadzieję ,że kolejny rozdział będzie szybciej :D

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Tak kolejny będzie szybciej, obiecuję, no i postaram się ogarnąć przecinki XD

      Usuń
  2. A, jednak!
    Coś czułam, że Jason nie jest zły!
    Coś czuję, że nie zginie.
    Rozdział fajny. Świetne opisy walki umiesz robić! Też tak chcę!!!!
    Czekam na ciąg dalszy :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Ehhhh...
    Nie lubię Jasona, no ale zrób z nim co tam chcesz, tylko żeby było fajne xD
    Rozdział bardzo fajny i ciekawy z niecierpliwością wyczekuję następnego ;)
    ~ Julie

    OdpowiedzUsuń