Rozdział
13
Annabeth
Zupełnie
zgubiłam rachubę czasu.
Przez
brak okna czy czegokolwiek przez co mogły by się do nas przedrzeć
promienie słoneczne, nie miałam pojęcia czy jest dzień czy noc.
Odwiedziny Jasona i tego drugiego też nie wiele mi mówiły, mogli
przyjść rankiem lub wieczorem. Dołowało mnie to jeszcze bardziej
bo wiedziałam bo wiedziałam co ma się wydarzyć jutrzejszego dnia,
a raczej już dzisiejszego. Minęło już pewnie parę dobrych godzin
od mojej rozmowy z Clariss. Usiadłam opierając się plecami o
ścianę. Czas płyną dalej a ja czekałam aż coś się wydarzy, bo
przecież w końcu coś się musi wydarzyć. Wpatrywałam się w
drzwi które wreszcie się otworzyły. W korytarzu przed naszą celą
pojawił się młody legionista w pełnym umundurowaniu. Mógł mieć
góra czternaście lat dlatego wydawał mi się przestraszonym
dzieciakiem. Spięty szedł przed siebie starając się nie zwracać
na nas uwagi. Musiał być nowy albo bardzo skonfundowany szybką
zmianą władzy w Nowym Rzymie. Był tak spięty że gdy Hazel
poderwała się do góry podchodząc do krat, chłopak podskoczył.
Korytarz był wąski a on szedł zbyt blisko krat więc córka
Plutona mogła swobodnie chwycić go za ramie. Odskoczył od niej
momentalnie, wciskając się w ścianę. Oczy chłopaka były szeroko
otwarte, zrobił się biały jak mąka, wyglądał jakby miał
zwymiotować. Dziwiło mnie jak Hazel może wzbudzić w kimś tak
strach, ale coś mi podpowiadało że nie jej się tak boi.
-
Joe.- Dziewczyna starała się mówić przyjaźnie.- Czy możesz mi
dać swój zegarek.- Hazel jakby czytała mi w myślach, ale z
drugiej strony wiedziałam że jeśli ma jakiś pomysł jak nas stąd
wydostać i to przy wykorzystaniu tego bałaganu, to też musi się
dowiedzieć która jest godzina.
-
N..nie wolno mi.- Legionista miał zadurzy hełm który teraz mu się
zsuną na lewą stronę. Chłopak tak się trząsł i był
nieporadny że chcąc go poprawić strącił go z głowy na ziemie.
-
Joe, proszę Cie tylko o zegarek by wiedzieć jaką mamy godzinę.-
Mówiła spokojnie, w jej głosie nie dało się wyczuć choćby nuty
desperacji którą musiała teraz czuć. Niestety chłopak nie
wyglądał na przekonanego.
-
Joe- Imię chłopaka wypowiedziane z ust Piper najsłodszym głosem
na jaki było ją teraz stać spowodowało że chłopak wpatrywał
się w nią jak zahipnotyzowany. Dobrze
że nie zaczął się jeszcze ślinić~pomyślała
przewracając oczami.- Oddaj jej zegarek.
Joe
pokiwał głową posłusznie wyciągając dłoń z zegarkiem w stronę
Hazel. Córka Plutona złapała za jego nadgarstek przyciągając
chłopaka do siebie. Legionista z hukiem uderzył o kraty po czym
osuną się na ziemię. Wszystkie twarze były w zrucone w stronę
Hazel, dziewczyna nawet nie kucnęła by sprawdzić która jest
godzina, po prostu odwróciła się i szybkim krokiem przeszła na
drugi koniec celi.
-
Od dziś przestaje przy tobie nosić zegarek, Panno Levesque.- Leo
przerwał ciszę.
-
Problem w tym że ty go właśnie nie nosisz- Piper miała słabe
poczucie czasu w wytykaniu braku punktualności.- Mógłbyś wreszcie
…....
-
Chcecie się stąd wydostać, czy nie?- Hazel sprowadziła ich na
ziemię przypominając że wciąż jesteśmy zamknięci.
-
Ten dzieciak ma klucze?- Percy przeszedł do rzeczy.
-
Nie, nie dali by mu kluczy. Pomóż mi.- Hazel wskazał płytę, po
przesunięciu jej przez Percego i Leona ukazał się tunel prowadzący
jak mniemam do wyjścia.- To by było za proste, ten legionista miał
tylko nas pilnować czy niczego nie kombinujemy przed rozpoczęciem
się tej rzezi jaką zaplanował Oktawian.
-
Jakiej rzezi?!- Ugryzłam się w język bo dopiero teraz skleiłam
wszystkie fakty, więc szybko zmieniłam temat.- A ten tunel!-
Powiedział to zbyt głośno, Hazel spojrzała namnie jak na
wariatkę.
-
Wiedziałam co chce zrobić i to że jesteśmy następni.
Przygotowałam ten tunel i zostało tylko czekać aż nas tu wrzucą.
-
Skąd wiedziałaś że akurat tu nas wrzucą?- Dopytywałam.-
Przecież obóz Jupitera musi mieć wiele takich i zapewne gorszych
lochów.
-
Nie miej nas za potworów.- W jej głosie było słychać
zrezygnowanie tą rozmową.- Później wam to wytłumaczę, teraz
zbliżamy się do wyjścia.
Jason
Legioniści
byli już prawie gotowi, powoli zaczęli formować szyki. Cezar jak
i Gerald gdzieś przepadli, choć to akurat mi nie przeszkadzało.
Musiałem zając się Oktawianem, wiedziałem gdzie jest więc jak
najszybciej chciałem przedrzeć się przez ten zgiełk ludzi.
Przebiegłem przez koszary o mało nie wpadając jak oparzony przed
barak który zajął nowy pretor. Przed drzwiami zawsze stoi Mike i
ktoś jeszcze, jeśli tam wbiegnę mogę mieć kłopoty. Oktawian na
pewno mi nie ufał i kazał synowi Wenus na mnie uważać. Wziąłem
głęboki wdech po czym wyszedłem zza rogu.
-
Stać.- Zatrzymał mnie Mike wystawiając w moją stronę dłoń.-
Znasz zasady.
-
Tak.- Odpiąłem miecz podając mu go.- Mogę?- Spytałem przypominać
mu po co tu jestem.
Oktawian
patrzył na mapę która przedstawiała pole dzisiejszej bitwy.
Pionki na planie przypominały plan wielkiej bitwy. Takiej o której
pisano by pieśni sławiące bohaterów i tworzono legendy przez
kolejne stulecia. A nie takiej w której średnia wieku wynosi
siedemnaście lat i ma być bratobójcza.
-
Coś chcesz czy tylko tak przyszedłeś się pogapić na plany?-
Gotowało się we mnie gdy zgrywał pana wszystkich i wszystkiego.-
Chyba masz coś do roboty.
-
Wszystko jest tak jak ma być.- Odpowiedziałem.- Gdzie jest Cezar?
-
Nie powinno cię to obchodzić.- Nie obeszła mnie jego uwaga ale
musiałem się do niego zbliżyć. Obszedłem stół nad którym się
pochylaliśmy, tak by stanąć z nim twarzą w twarz.
-
Siedzimy w tym razem, więc mnie to obchodzi.- Wysyczałem
szturchając do w ramie. Oktawian nie zważając na to podszedł do
biurka na którym znajdował się kielich bodajże z winem, chyba że
na dziś postawił na coś mocniejszego.- Radzę ci uważać na to co
mówisz.- Spojrzał na mnie przez ramie. Wypił całą zawartość
swojego kielicha, będąc odwróconym do mnie. Postanowiłem że
trzeba zakończyć te farsę, a on w tej chwili stworzył mi do tego
odpowiednią sytuację. Był o krok odemnie więc założenie
szybkiego chwytu nie stanowiło wielkiego problem. Powaliłem go na
kolana podduszając go tak by nie mógł wezwać pomocy spod drzwi.
-
Co zrobiłeś z Frankiem i Reyną.- Poluźniłem uchwyt by mógł
mówić.
-
Nic.- Wycharczał próbując się uwolnić.- Sądzisz że drugi raz
zrobił bym to samo, nadarzyła się okazja więc ją wykorzystałem.
-
Gadaj, bo cię zaduszę!- Naciskałem na niego trochą za głośno,
do baraku wszedł Mike. Na stole leżał sztylet wnuka Apolla,
sięgnąłem po niego co zatrzymało legionistów.- Gadaj!
-
To Cezar wszystko wymyślił, więc to pewnie on pozbył się naszych
starych pretorów.- Ta wiadomość przykuła nie tylko moją uwagę.-
Nie ufałem waszej dwójce, kazałem Mike'owi śledzić ciebie a
Joshua miał śledzić Cezara. Znalazł wejście do podziemi.
-
Jakich podziemi?
-
Pod całym obozem który obróci w pył jeśli mu się dziś nie
powiedzie.
******
Joshua,
legionista który był z Mike'em, powiedział mi że wejście jest w
świątyni Plutona. Nie mylił się, blat ołtarza był odsunięty a
zanim znajdowały się schody prowadzące do podziemi. Cezar nawet
nie próbował zatrzeć za sobą śladów, wiedział że jeśli ktoś
za nim pójdzie będzie to oznaczało jego porażkę. Musiałem
dostać się do centrum podziemi, ułatwiły mi to odgłosy niosące
się pustymi korytarzami. Nie robiło to na mnie większego wrażenia
do puki nie stanąłem nad centrum, panorama podziemnego Rzymu. Domu,
uliczki, fontanny, posągi olimpijczyków, wszystko wyglądało jakby
było zostało zbudowane tysiące lat temu a następnie zagrzebane
pod ziemią tak by było niedostępne dla ludzi. Temu wszystkiemu
uroku dodawało światło bijące z setek palenisk które miały
oświetlać ulice, przez to wydawało się jakby nie do końca było
opustoszałe. Cezar musiał to wszystko zapalić by łatwiej móc się
tu poruszać, i przeszukać te wszystkie pomieszczenia. Sklepienie
było wysokie, stykał się z nim jeden budynek, centralnie położona
wieża, wszystkie drogi zbiegały w jej kierunku. Biegłem a każdy
krok niósł się echem.
Wnętrze
budynku wyglądało jak środek ogromnego zegara. Pełno wielkich
zapadni i przekładni, pomiędzy którymi wypatrzyłem Cezara.
-
Czego ty tak właściwie chcesz, co?- Zawołałem podchodząc do
niego.
-
Jeśli nie chwałą to....- Przerwał by znaleźć odpowiednie
słowa.- Ach pieprzyć to, po prostu to wszystko zniszczę.- Odwrócił
się w moją stronę.- W tej wierzy jest jakby cały mechanizm,
obraca całym sklepieniem i nawet niektórymi ulicami z domami
zmieniając ich szyk. Ale przechodząc już do sedna, więc jak
zmienisz obydwa szyki naraz wszystko się zawali.- Otarł dłonią
czoło pozostawiając na nim smugę smar, po czym wskazał na dwie
największe dźwignie.- Nie pytaj mnie dlaczego tak to chujowo
zrobili, bo nie wiem, ale mi to nie przeszkadza, rozpieprzę to raz a
porządnie.
Przestawił
dwie dźwignie i wszystko zaczęło głośno terkotać, pomieszczenie
wypełniło się odgłosem pękających ścian. Ruszyłem w stronę
Cezara który wyją swój miecz i rzucił się z nim na mnie.
Uniknąłem jego ciosu, nawet nie zdążyłem spróbować pchnąć go
mieczem. Robiąc krok w przód obrócił się w moją stronę.
Opuszczając klingę niżej szykował się do cięcia płasko w lewe
biodro. Wysunąłem lewą nogę do przodu odbijając jego cięcie i
szykując się do skoku. Chciałem tym ruchem wybić do z rytmu i
zadać cios w jego prawe ramie. Ale Cezar jak widać znał ten
manewr, złapał mnie za nadgarstek zatrzymując mój atak. Wymierzył
mi cios z pięści w żebra a następnie oberwałem z jego czoła
pomiędzy oczy. Odtoczyłem się do tyłu padając na plecy. Ściany
jeszcze bardziej pękały, było słychać coraz większe trzaski, a
ja dostawałem po dupsku od syna Ceres. Zacząłem powoli się
podnosić a Cezar przybliżył się do mnie tak że dzielił nas
tylko metr. Rzuciłem się na niego przewracając go i uderzyłem go
płazem w głowę. Za słabo by go ogłuszyć więc szybko mnie
odepchną. Po chwili oboje słabo staliśmy na nogach. Nie
zamierzałem czekać aż zada mi serię w którym jeden przejdzie
przezemnie na wylot. Zacząłem wyprowadzać ciosy a raczej uderzać
w niego na oślep. Cezar z każdym cios odparowywał co raz pewniej,
nie licząc jednego. Końcem miecza przejechałem po jego lewej
stronie twarzy. Cięcie nie było zbyt silne, ale przechodziło od
brody aż po sam koniec czoła. Cezar zapatoczył się do tyłu
trzymając się za zakrwawioną twarz.
-
I tak miałam się już zmywać.- Uśmiechną się półgębkiem.-
Zobaczymy się jeszcze za to, Grace.
Wszystko
zaczęło się walić od prawej strony. Przestawiłem jedną dźwignię
ale druga była zablokowana. Spojrzałem na sklepienie w którym
szczeliny były coraz większe, powoli zaczynało przez nie świtać.
Zacząłem przeglądać mechanizm i po chwili zauważyłem pręt
który
musiał wcisnąć tam Cezar. Zacząłem
siłować się z tym prętem, złamał się po chwili a dość długi
odłam wbił mi się w lewy bark przebijając go na wylot. Chwiejąc
się podszedłem do dźwigni i przestawiłem ją. Terkot
ucichł ale część podziemia i tak się waliła więc zacząłem
się wycofywać. Jeden
z kamieni które spadały ze sklepienia
uderzył
przewracając pod przewracający się kamienny filar. Czułem ogromny
ból w całej lewej stronie ciała przez który urwał mi się
film.........
Rozdział bardzo fajny . W niektórych miejscach brakuje przecinków ,ale każdemu może się zapomnieć wstawić ten przecinek nie jesteśmy robotami , Jedno pytanie co z Annabeth ,Percy'm i resztą . Jason zginie prawa . Tak niech ginie . Oktawianie czemu każdy robi z ciebie złego ? Mam nadzieję ,że kolejny rozdział będzie szybciej :D
OdpowiedzUsuńTak kolejny będzie szybciej, obiecuję, no i postaram się ogarnąć przecinki XD
UsuńA, jednak!
OdpowiedzUsuńCoś czułam, że Jason nie jest zły!
Coś czuję, że nie zginie.
Rozdział fajny. Świetne opisy walki umiesz robić! Też tak chcę!!!!
Czekam na ciąg dalszy :)
Ehhhh...
OdpowiedzUsuńNie lubię Jasona, no ale zrób z nim co tam chcesz, tylko żeby było fajne xD
Rozdział bardzo fajny i ciekawy z niecierpliwością wyczekuję następnego ;)
~ Julie